Jak wiadomo, rozsądni ustawodawcy (czy to aby nie jest oksymoron?) starają się dopasować prawo, w tym także przepisy drogowe, do lokalnych warunków. Na przykład tam, gdzie zima może dać się we znaki, przepisy nakazują jazdę na zimówkach, a gdzieniegdzie również z łańcuchami. Tam, gdzie obiad bez lampki wina lub kufla piwa jest nie do zaakceptowania, można prowadzić auto mając nawet 0,8 promila, z kolei tam, gdzie problem pijanych kierowców jest większy, limity są mniejsze*.
W Szwecji natomiast dozwolone jest montowanie dodatkowych świateł. Zapewne wynika to z faktu, że spora część kraju leży za kołem polarnym. A nawet w Sztokholmie, który leży "na południu", zimowy dzień trwa niewiele ponad sześć godzin.
Nie dane mi jeszcze było przejechać się nocą z takimi światłami, więc na razie wrzucę tylko zdjęcia w stanie spoczynku. Jak widać wybór kształtów i rozmiarów jest całkiem spory.
Poza dodatkowymi światłami, dozwolone i dość powszechne są zimówki z kolcami. I tu dochodzimy do absurdów w przepisach. Na jednej z najbardziej zanieczyszczonych ulic w Sztokholmie został wprowadzony zakaz jazdy na oponach z kolcami. W związku z tym kolega z pracy, który do tej pory, żeby dostać się z centrum do domu, musiał przejechać jakieś pięć kilometrów, teraz musi zrobić dwanaście. Zamierzony efekt został osiągnięty - zanieczyszczenie na wspomnianej ulicy podobno spadło. Ciekawe tylko, czy ktoś sprawdził poziom zanieczyszczeń na sąsiednich ulicach.
* - najbardziej wysuniętym na zachód krajem w Europie, w którym siedząc za kierownicą nie można mieć ani grama alkoholu we krwi jest Chorwacja.
29 gru 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak juz jestesmy przy dziennych, to sytuacja z dzisiaj:
OdpowiedzUsuńSiedzi mi baba na ogonie i miga dlugimi i cos tam pokazuje. Po czym na najblizszych swiatlach, zrownuje sie ze mna, no to otworzylem szybke o co jej chodzi. No to mi krzyczy przez szybe, zebym swiatla sobie zapalil - na to ja, ze mam dzienne i sie swieca. Na to ona, ze sie nie swieca. Na to ja, ze z tylu nie musza. Na to ona (zrobila sie juz czerwona), ze jak to nie musza, ze jest obowiazek, ze to bezpieczenstwo itp itd... na szczescie zmienilo sie swiatlo na zielone...
Wniosek: jeszcze sporo wody przez wawę przepłynie, zanim ludzie się nauczą, że dzienne nie znaczy mijania.
Nie ma się co dziwić takim reakcjom, bo ludzie na drogach chcą się czuć bezpiecznie, więc zaraz się okaże, że w tym celu auto ma się świecić jak choinka, a dopuszczalna prędkość powinna być ograniczona do dziesięciu kilometrów na godzinę (to w odniesieniu do płaczu w mediach po podniesieniu prędkości na autostradach).
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy wróci pomysł z człowiekiem niosącym czerwona flagę przed każdym automobilem ;-)