Dzień 2. Ponownie jedziesz do salonu, założyłeś wygodne buty i ubranie, w którym nic nie krępuje Ci ruchów. W salonie pierwszy zgrzyt, sprzedawca jest zajęty i musisz poczekać na wydanie samochodu. Ale nie tracisz humoru, bo kawa jest wyjątkowo dobra, a w magazynie kulturalnym, który leży na stoliku, znajdujesz artykuł o artyście, którego prace wyjątkowo trafiają w Twój gust (www.setowski.com). Po pół godzinie, jak już zaczynasz się niecierpliwić, podchodzi do Ciebie uśmiechnięty sprzedawca, prosi o prawy jazdy oraz dodatkowy dowód tożsamości i już po chwili dostajesz kluczyki. Mówisz, że wrócisz za 40 minut, ale już wiesz, że raczej to będzie godzina. Abarth okazuje się dokładnie taki, jak sobie wyobrażałeś i po pięciu minutach jesteś przekonany, że "to jest to". Nauczony doświadczeniem jeździsz kilkadziesiąt minut szukając wad w stylu wystających plastików i znajdujesz jedynie nieco tandetne przełączniki kierunkowskazów i niezbyt wygodny w obsłudze tempomat. Czyli drobiazgi, na które przymykasz oko, bo wbrew Twojej naturze wady przesłaniają zalety. Wracasz do salonu, prosisz o modyfikację wczorajszej oferty i... okazuje się, że sprzedawca, który ją przygotowywał (ten, który się nie specjalizuje w Abarthach) pomylił się i cena z wybranymi przez Ciebie dodatkami jest jakieś 10% wyższa niż pierwotnie myślałeś. Ale nie tracisz nadzieji, że jednak uda się zmieścić w narzuconym limicie finansowym i zadowolony, chociaż z pewnymi wątpliwościami wracasz do domu. Od razu wysyłasz ofertę do doradcy z firmy leasingowej z prośbą o kalkulację ceny.
cdn.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz