3 sie 2009

Bye, bye BMW Sauber F1 Team

Zaskoczyła mnie, podobnie jak większość kibiców, zeszłotygodniowa wiadomość o wycofaniu się BMW z Formuły 1. Oczywiście wiedziony narodową solidarnością zacząłem się zastanawiać, który zespół zechce zatrudnić Roberta Kubicę.

Polskie media twierdzą, że w świecie F1 Kubica ma markę jednego z najlepszych kierowców. Jeśli to prawda, to z zatrudnieniem w nowym sezonie nie powinien mieć kłopotów. Ale jeśli nie uda mu się znaleźć zespołu, to... nawet lepiej.

Jak to? Zapyta zdumiony czytelnik. Otóż tak, bo to otworzy Robertowi drogę do startów w rajdach. To, na co obecnie nie zezwala mu kontrakt, a co i tak ciągle chodzi mu po głowie, będzie dużo bardziej realne.

Kubica już przecież startował w warszawskiej Barbórce i co jakiś czas sam nieśmiało wspomina, że chciałby więcej, ale nie może. Więc jeśli zespół BMW zniknie, co nie jest takie pewne, bo może zostać odkupiony przez Saubera, i nikt inny Kubicy nie zatrudni, to co prawda kibice wyścigów będą w żałobie, ale kibice rajdowi, a tych jest chyba w Polsce więcej, będą mieli szansę na kolejnego polskiego kierowcę w WRC.

Wątpię, żeby którykolwiek z zespołów fabrycznych zaproponował Robertowi miejsce w swoim samochodzie, ale przecież to nie jedyna możliwość startów autem WRC. Można przecież sobie wyobrazić, że Kubica stworzy swój własny team rajdowy, tak jak to zrobił Peter Solberg na początku tego roku. Oczywiście w tej sytuacji Robert nie miałby szans na zwycięstwa, ale miałby czas, żeby nauczyć się samochodu i tras, a jeśli okaże się szybki, to przed kolejnym sezonem jego notowania znacznie wzrosną.

Dlaczego tak mnie pociąga wizja Kubicy w WRC? Przede wszystkim dlatego, że chciałbym uwierzyć, że najlepsi kierowcy na świecie są rzeczywiście najlepszymi kierowcami, a nie tylko świetnie wyszkolonymi specjalistami w bardzo wąskiej dziedzinie. Podziwiałem Valentino Rossiego, kiedy odszedł z Hondy będąc na szczycie i wciągnął na ten szczyt Yamahę (przy znaczącym udziale Jeremiego Burgessa). Żałuję, że Rossi nie zdecydował się na starty w F1, bo na testach wypadł obiecująco i podobno nawet Schumacher go chwalił. Równie dobrze na testach w F1 wypadł Sebastian Loeb, ale też go "kontrakt nie puszcza".

Więc może to właśnie Kubica zostanie najwszechstronniejszym kierowcą naszych czasów? Bardzo chciałbym zobaczyć następcę Johna Surteesa, jedynego dotychczas mistrza świata w wyścigach motocyklowych i Formule 1, ale mistrz rajdowo-wyścigowy też by mnie zadowolił.

28 lip 2009

Dlaczego lubię małe samochody

Już dawno chciałem napisać notkę o przewadze samochodów małych nad dużymi. Na razie wygrywa lenistwo, ale dziś na innym blogu (poodobno sportowym) znalazłem bardzo fajną notkę samochodową o podobnym wydźwięku.

Niniejszym zachęcam do dyskusji. Ja się generalnie zgadzam z autorem. A jedyne rozsądne uzasadnienie dla SUVa w mieście jakie mi przychodzi do głowy, to fakt, że siedzi się wysoko i więcej widać.

25 lip 2009

Assen

Blog nie jest samochodowy, tylko motoryzacyjny, a od początku jego istnienia nie było jeszcze nic o motocyklach. To dziś nadrabiając zaległości porcja fotek, które zrobiłem w czasie weekendu WorldSBK.






Selekcja ośmiu powyższych zdjęć zajęła mi prawie trzy miesiące, więc jak dobrze pójdzie, to już jesienią będą zdjęcia z 66. Rajdu Polski.

PS. I jeszcze oryginał fotki z MiTo obiecany dawno temu pewnemu czytaczowi tego bloga.

20 lip 2009

Korek

Dziś w nocy ustanowiłem rekord*, którego nie zamierzam poprawiać. Sześć (słownie 6) godzin w korku.

Rozumiem, że wypadki się zdarzają.

Rozumiem, że w czasie deszczu ryzyko jest większe.

Rozumiem, że na trzypasmowej autostradzie też bywa ślisko.

Rozumiem, że można się zapomnieć i wjeżdżając w ścianę deszczu nie zwolnić odpowiednio, co kończy się karambolem stu kilkudziesięciu aut.

Ale nie rozumiem, dlaczego stojąc przy samym wjeździe na autostradę nie można z niej zjechać. A właśnie tak zachowali się niemieccy kierowcy. Wszyscy ustawili się w korku, nawet po kilku minutach zrobili przejazd dla lawet i policji, ale nie przyszło im do głowy, że zamiast stać kilka godzin w jednym miejscu można zjechać z autostrady.

Ręce opadają. Idę odsypiać zarwaną noc.


* - przy okazji ustanowiłem też rekord podróży samochodem - prawie 23 godziny.

16 lip 2009

Lek na całe zło - DSG

Nie jestem pewien, czy to kolejny racjonalny krok w poszukiwaniu doskonałości technicznej, czy ma to raczej związek z nieuchronnym starzeniem się, ale chciałbym, żeby kolejne auto było bez sprzęgła. Ale jeśli już ma być "automat", to niech przynajmniej będzie porządny.

Moje najgorsze wspomnienia związane z automatem to jazda Smartem. To jest bardzo fajny samochód, rzeczywiście można nim parkować "w poprzek", można żwawo ruszyć ze świateł, niektórzy nawet jeżdżą nim w trasy. Ale największą wadą tego samochodu jest skrzynia, a dokładnie długi czas zmiany biegów, zdecydowanie zbyt długi.

Pamiętając więc o powyższym doświadczeniu postanowiłem szukać "anty-smarta". I po szybkim przeglądzie pamięci, a zaraz potem Google'a (tu jeden z przydatnych artykułów) na placu boju zostały tylko skrzynie dwusprzęgłowe. Niestety większość producentów:
  • jeszcze nie ma takich skrzyń w ofercie,
  • ma dwusprzęgłowe skrzynie w ofercie, ale w zbyt drogich modelach,
  • ma dwusprzęgłowe skrzynie w ofercie w modelach finansowo dostępnych, ale niestety tylko w zestawie z dieslami.
I tak metodą selekcji negatywnej postanowiłem przetestować produkt VAGa, a dokładnie S-tronic lub DSG.

Pierwotnie chciałem sprawdzić A3 1.8TFSI, ale salon Audi okazał się być godny salonu Abartha (patrz: Antyporadnik dwie notki niżej), więc swoje kroki skierowałem do przedstawicielstwa VW. Nie bez znaczenia był fakt, że ów jest połączony z serwisem Seata, gdzie musiałem umówić się na kolejny przegląd Ibizy. Oszczędzę czytelnikom szczegółów organizacyjnych (dobrze, że w salonie jest Playstation), ale w końcu w minioną sobotę udało mi się pojeździć Golfem 1.4TSI (118kW) z DSG. Miało być o skrzyni, ale dwa słowa silnikowi się należą: zaskakująco fajny.

Natomiast sama skrzynia: idealna, perfekcyjna, doskonała. Po prostu majstersztyk inżynierii. To mój pierwszy kontakt ze skrzynią z łopatkami, więc będę mało obiektywny, ale wrażenia z jazdy są niesamowite. Jest tak samo dobrze jak z manualem, tylko lepiej. Można zmienić bieg w zakręcie bez utraty stabilności i, co czasem ważniejsze, bez zdejmowania rąk z kierownicy. Można spokojnie toczyć się w korku bez ciągłego trzymania sprzęgła - przecież go nie ma ;-), można ruszyć na granicy przyczepności - ESP z ASR jest, ale nie przesadza w działaniu. No i ten czas zmiany przełożenia - praktycznie niewyczuwalny, po prostu auto ciągnie nonstop. Elektronika czuwa, nie pozwala na numery w stylu pięć tysięcy obrotów i redukcja. Jeden malutki feler to moment zmiany przełożenia po osiągnięciu maksymalnych obrotow. Odniosłem wrażenie, że sprint jest odrobinę szybszy przy zmianie biegów ciut wcześniej niż robi to automat. Może ze 100 oborotów, ale to wystarcza, żeby nie wpaść w tę część charakterystyki silnika, gdzie moc gwałtownie spada.

Na koniec kilka suchych faktów. Testowałem wersję siedmiobiegową z suchym sprzęgłem (tzn. sprzęgłami). Łopatki są dwie, obie działają "do siebie", prawa "w górę", lewa "w dół". Dostępne są położenia P, R, N, D oraz S. Tym co głównie odróżnia S od D, jest możliwość jazdy ze stałą prędkością na wysokich obrotach. W położeniu D skrzynia szybko wrzuca wyższy bieg, żeby obniżyć obroty (i spalanie).

Reasumując, moim zdaniem ta skrzynia łączy zalety "manuala" z "automatem" i nie ma znaczących wad. Jedyny problem, to koszt zakupu (~2500 euro). No i chyba jeszcze przez jakiś czas na ewentualne naprawy trzeba będzie jeździć do ASO.

15 lip 2009

Most

Takie niespodzianki czekają na holenderskich drogach.


Tym razem zdarzyło się to na lokalnej drodze i zajęło niecałe pięć minut. Ale jakiś czas temu podobna przyjemność spotkała mnie w drodze na lotnisko, na trzypasmowej autostradzie. Chyba nie muszę pisać, co wtedy myślałem o holenderskiej myśli technicznej.

14 lip 2009

Antyporadnik - część 3

Dzień 6. Dostajesz odpowiedź od dodardcy, sprawdzasz kwotę i już wiesz, że będziesz musiał pojechać do salonu jeszcze raz. Trzeba będzie wynegocjować jakiś rabat. Ale jesteś dobrej myśli, bo w wiadomościach mowią, że kryzys nie ominął branży motorazycyjnej, więc masz nadzieję, że sprzedawca nie będzie nieugięty.

Dzień 12. W sobotę zająłeś się zaległymi sprawami, w niedzielę salon jest zamknięty, w poniedziałek musiałeś dłużej popracować, w końcu we wtorek wychodzisz wcześniej z biura i jedziesz do salonu. Niestety sprzedawca-specjalista-od-Abartha też wyszedł wcześniej, więc negocjacje muszą poczekać. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jeszcze raz oglądasz auto i utwierdzasz się w przekonaniu, że to dobry wybór.

Dzień 15. Umawiasz się ze sprzedawcą telefonicznie, że dziś wieczorem nie wyjdzie wcześniej z pracy i kolejny (czwarty) raz jedziesz do salonu. Wypijasz smaczną kawę i dowiadujesz się, że negocjacje są możlwe, ale będzie lepiej, jeśli sprzedawca będzie mógł porozmawiać bezpośrednio z Twoim doradcą. Zdziwiony i lekko zniecierpliwiony wracasz do domu i zaczynasz myśleć, że może jednak Audi to będzie lepszy wybór.

Dzień 19. Dostajesz odpowiedź, że nic nie dało się zrobić, więc udajesz się to salonu Audi spytać o ceny i wyposażenie. To jest nowy dzień 0.

13 lip 2009

Antyporadnik - część 2

Dzień 2. Ponownie jedziesz do salonu, założyłeś wygodne buty i ubranie, w którym nic nie krępuje Ci ruchów. W salonie pierwszy zgrzyt, sprzedawca jest zajęty i musisz poczekać na wydanie samochodu. Ale nie tracisz humoru, bo kawa jest wyjątkowo dobra, a w magazynie kulturalnym, który leży na stoliku, znajdujesz artykuł o artyście, którego prace wyjątkowo trafiają w Twój gust (www.setowski.com). Po pół godzinie, jak już zaczynasz się niecierpliwić, podchodzi do Ciebie uśmiechnięty sprzedawca, prosi o prawy jazdy oraz dodatkowy dowód tożsamości i już po chwili dostajesz kluczyki. Mówisz, że wrócisz za 40 minut, ale już wiesz, że raczej to będzie godzina. Abarth okazuje się dokładnie taki, jak sobie wyobrażałeś i po pięciu minutach jesteś przekonany, że "to jest to". Nauczony doświadczeniem jeździsz kilkadziesiąt minut szukając wad w stylu wystających plastików i znajdujesz jedynie nieco tandetne przełączniki kierunkowskazów i niezbyt wygodny w obsłudze tempomat. Czyli drobiazgi, na które przymykasz oko, bo wbrew Twojej naturze wady przesłaniają zalety. Wracasz do salonu, prosisz o modyfikację wczorajszej oferty i... okazuje się, że sprzedawca, który ją przygotowywał (ten, który się nie specjalizuje w Abarthach) pomylił się i cena z wybranymi przez Ciebie dodatkami jest jakieś 10% wyższa niż pierwotnie myślałeś. Ale nie tracisz nadzieji, że jednak uda się zmieścić w narzuconym limicie finansowym i zadowolony, chociaż z pewnymi wątpliwościami wracasz do domu. Od razu wysyłasz ofertę do doradcy z firmy leasingowej z prośbą o kalkulację ceny.

cdn.