3 lut 2010

Dekada spokoju

Przez ostatnie dziesięć dni stycznia zrobiłem niecałe 60km, a w weekend wręcz całkowicie zrezygnowałem z używania samochodu i na zakupy do centrum udałem się tramwajem. I teraz pokutuję, bo od noszenia ciężkich toreb boli mnie lewe ramię. Trzeba było jednak pojechać samochodem, albo przynajmniej kupować mniej, ale jakoś wtedy nie przyszło mi do głowy, że zakupowe szaleństwo będzie miało tak długotrwałe konsekwencje.

Wróćmy jednak do tematu tego bloga, czyli pojazdów mechanicznych. W poniedziałek popołudniu doszedłem do wniosku, że jestem uzależniony od samochodu. Nie w sensie fizycznym, tylko w sensie psychologicznym, bo kiedy znów musiałem pojechać "w trasę", to poczułem, że tego mi brakowało. Pocieszam się, że jeśli prawdą jest, że trzeba mieć jakiś nałóg, to mój nie jest najgorszy z możliwych ;-)

Przy okazji tej podróży okazało się, że mam wskaźnik niskiego poziomu płynu do spryskiwaczy. Fakt, że po przejechaniu trzynastu tysięcy kilometrów ciągle jestem zaskakiwany przez własne auto, chyba nie najlepiej o mnie świadczy. Podobnie zresztą jak wskazania komputera pokładowego, które zobaczyłem jakieś pół godziny po tankowaniu - średnie spalanie 10,1l/100km (tu zakręciła mi się łezka w oku, bo przypomniałem sobie te wszystkie auta, gdzie to wyniki jednocyfrowe były nie lada osiągnięciem) i średnia prędkość ponad 170km/h. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że spodziewając się ataku zimy, chciałem wykorzystać sprzyjające warunki drogowe do nadrobienia czasu, który później miałem stracić.

Zima zresztą zaatakowała i jak zwykle zaskoczyła kierowców, co skończyło się strasznie długim korkiem. Dodatkowo na koniec podróży dobiła mnie ciężarówka, której manewr wyprzedzania sobie podobnej zajął jakieś dziesięć kilometrów. Naprawdę bliski byłem użycia pasa awaryjnego, bo różnica ich prędkości asymptotycznie zbiegała ku zeru. Wniosek jest taki, że jeśli tylko nadarza się ku temu okazja, stracony czas lepiej nadrabiać "przed", bo "po" może już się nie udać. I to chyba dotyczy wszystkich aspektów życia.


PS. Właśnie się zorientowałem, że przez ostatnie dwa miesiące pojawiły się tu łącznie trzy notki, więc postanowiłem trochę nadrobić zaległości, ale że nadal jestem straszliwie zarobiony i niestety nie mogę poświęcić się pisaniu (a przynajmniej pisaniu dla przyjemności, a wątpię, żeby którykolwiek z czytelników tego bloga mógł czerpać przyjemność z czytania tego, co aktualnie "tworzę" zawodowo), więc zdecydowałem się na odkurzenie notek, które z różnych powodów nie zostały opublikowane w przeszłości (nie zostały dokończone, czy nie przeszły osobistego peer review).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz