29 gru 2010

Szwedzkie światła i zimówki

Jak wiadomo, rozsądni ustawodawcy (czy to aby nie jest oksymoron?) starają się dopasować prawo, w tym także przepisy drogowe, do lokalnych warunków. Na przykład tam, gdzie zima może dać się we znaki, przepisy nakazują jazdę na zimówkach, a gdzieniegdzie również z łańcuchami. Tam, gdzie obiad bez lampki wina lub kufla piwa jest nie do zaakceptowania, można prowadzić auto mając nawet 0,8 promila, z kolei tam, gdzie problem pijanych kierowców jest większy, limity są mniejsze*.

W Szwecji natomiast dozwolone jest montowanie dodatkowych świateł. Zapewne wynika to z faktu, że spora część kraju leży za kołem polarnym. A nawet w Sztokholmie, który leży "na południu", zimowy dzień trwa niewiele ponad sześć godzin.

Nie dane mi jeszcze było przejechać się nocą z takimi światłami, więc na razie wrzucę tylko zdjęcia w stanie spoczynku. Jak widać wybór kształtów i rozmiarów jest całkiem spory.



Poza dodatkowymi światłami, dozwolone i dość powszechne są zimówki z kolcami. I tu dochodzimy do absurdów w przepisach. Na jednej z najbardziej zanieczyszczonych ulic w Sztokholmie został wprowadzony zakaz jazdy na oponach z kolcami. W związku z tym kolega z pracy, który do tej pory, żeby dostać się z centrum do domu, musiał przejechać jakieś pięć kilometrów, teraz musi zrobić dwanaście. Zamierzony efekt został osiągnięty - zanieczyszczenie na wspomnianej ulicy podobno spadło. Ciekawe tylko, czy ktoś sprawdził poziom zanieczyszczeń na sąsiednich ulicach.


* - najbardziej wysuniętym na zachód krajem w Europie, w którym siedząc za kierownicą nie można mieć ani grama alkoholu we krwi jest Chorwacja.

22 gru 2010

HDI a THP

Na początku września trafiłem na informację prasową Peugeota dotyczącą modelu 508. Przeczytałem całość i nie znalazłem ani słowa o silnikach benzynowych. Zero. Nic.

Minęło parę miesięcy, pojawiły się oficjalne konfiguracje. I co? Silniki benzynowe na szczęście są, ale tylko dwa (1.6VTi 120KM i 1.6THP 156KM), za to diesle - zgodnie z zapowiedziami - są aż cztery (1.6HDi 112KM, 2.0HDi 140KM i 163KM oraz 2.2HDi 204KM). Tak mnie to zastanowiło, ze postanowiłem sprawdzić listę dostępnych silników w innych autach PSA. Wybrałem po trzy najnowsze Citroeny i Peugeoty:
Model (data premiery)Silniki
benzynowe
Silniki
Diesla
Citroën C3 / DS3 / C3 Picasso (2009)1.1i 60KM
1.4i 75KM
1.4VTi 95KM
1.6VTi 120KM
1.6THP 156KM
1.6THP 207KM
1.4HDi 68KM
1.6HDi 92KM
1.6HDi 112KM
Citroën C5 (2008)1.6 VTi 120KM
1.6THP 156KM
1.6HDi 112KM
2.0HDi 140KM
2.0HDi 163KM
2.2HDi 204KM
3.0HDi 240KM
Citroën C-Crosser (2007)2.4i 16v 170KM2.2 HDi160KM
Peugeot RCZ (2010)1.6THP 156KM
1.6THP 200KM
2.0HDi 163KM
Peugeot 3008 (2009)1.6 VTi 120
1.6THP 156KM
1.6HDi 110KM
2.0HDi 150KM
2.0HDi 163KM
Peugeot 5008 (2009)1.6 VTi 120
1.6THP 156KM
1.6HDi 110KM
2.0HDi 150KM
2.0HDi 163KM

Trzy razy najmocniejsza wersja jest dieslem, trzy razy - benzyniakiem (ale raz jest to silnik Mitsubishi). Trzy razy dostępnych jest więcej wersji wysokoprężnych niż benzynowych. Rozpiętość mocy oferowanych przez diesle też jest większa. Wynik? W mojej ocenie - nieznaczne zwycięstwo HDi. Dlaczego nieznaczne? Bo honor benzyniaków ratuje Citroën Sport, który przygotował silnik do DS3 Racing. Ponad dwieście koni z 1.6 nie może przejść niezauważone na tym blogu ;-)

Nie da się jednak ukryć, że PSA obecnie nie produkuje żadnego silnika benzynowego o pojemności powyżej 1600cm3. I wcale nie jestem pewien, czy w ogóle nad takim pracuje. Z jednej strony 508 i C5 aż się proszą o mocnego benzyniaka, z drugiej - Peugeot i Citroen nie mają dużych tradycji w produkowaniu mocnych limuzyn, więc pewnie i potencjalnych nabywców nie ma zbyt wielu. Pozostaje się cieszyć udaną konstrukcją i czekać na następcę, który również ma powstać we współpracy z BMW i ma spełniać normę emisji spalin Euro6.


PS. Przed chwilą sprawdziłem silniki dostępne w nowym C4 - remis, po trzy diesle i benzyniaki o mocach odpowiednio od 92 do 150 i 95 do 156KM.

16 gru 2010

Spóźniona relacja z Paryża

Tegoroczny salon motoryzacyjny w Paryżu nie obfitował w nowości produkcyjne, ale kilka ciekawostek udało się wypatrzyć. Najbardziej rzuciło mi się w oczy Audi A7 Sportback, chociaż podobnie jak pozostałe sportbacki nie bardzo przypadło mi do gustu.


Był też zupełnie elektryczny Nissan Leaf (przy okazji ostatnich mrozów nasunęło mi się pytanie, na jak długo starczają w nim baterie po włączeniu ogrzewania).


Bentley chwalił się Continetalem GT, ale wygląda na to, że nie chcieli zrobić przykrości posiadaczom starego modelu i nowy, przynajmniej z zewnątrz, wygląda niemal identycznie.

Citroen pokazał nowe C4, ale nie sposób było zrobić zdjęcie, bo tłumy Francuzów wchodziły w kadr. Ale to raczej nie wielka strata, bo w przeciwieństwie do poprzednika, nowe C4 nie oszałamia wyglądem. To chyba pierwszy przypadek, kiedy czekam na face lifting jeszcze przed rozpoczęciem produkcji.

Dużo ciekawsze były koncepty. Renault pokazało dwa auta elektryczne - DeZir i Zoe, z czego jedno ma podobno trafić do produkcji w 2012r. - ciekawe, kto zgadnie które? ;-) Nissan też pokazał wtyczkowóz, ale moim zdaniem Japończykom pomyliły się kontenery, bo to nie możliwe, żeby Townpod miał kiedykolwiek opuścić Japonię.



Lepiej wyglądały koncepty przywiezione z Ingolstadt.



Fajnego "cudaka" pokazał Citroen do spółki z Lacoste, który przy okazji pochwalił się całkiem okazałą kolekcją sprzętu sportowego.


Pamięta ktoś XJ220 - być może najładniejsze sportowe auto, które nie odniosło rynkowego sukcesu? Coś mi się wydaje, że hinduscy właściciele Jaguara szykują nam powtórkę z rozrywki.


W Rajdowych Mistrzostwach Świata od przyszłego sezonu pojawią się nowe rajdówki. Citroen wystawi DS3, Ford - groźnie wyglądającą Fiestę, a Mini - Countrymana, który raczej nie ma szans na zwycięstwo, ale fajnie będzie zobaczyć pięciodrzwiowe WRC.


A na koniec porównanie bagażników z dwóch różnych światów. Na pierwszej fotce oczywiście jest Rolls-Royce. Kto zgadnie, co jest drugiej?

3 gru 2010

Golf Plus

Rozmawiałem niedawno z kumplem ze studiów, który od paru lat jeździ kilkuletnim hatchbackiem klasy średniej i akurat nosi się z zamiarem zmiany auta na coś nieco nowszego, nieco większego i nieco odpowiedniejszego dla "głowy rodziny".

Stali czytelnicy pewnie już zauważyli, że w moim przypadku wybór auta to proces właściwie nieustający, więc postanowiłem "pomóc" koledze. Ale jak się później okazało, zmarnowałem dobrą okazję do milczenia.

Już moje pierwsze sugestie nie bardzo nadają się do przytoczenia - jeszcze mi za nie wstyd. Wspomnę tylko, że jedna była na F (a właściwie FF), a druga - z Korei. Przy okazji napomknąłem coś o dieslach, co było następstwem fałszywego rozumowania, że skoro padło hasło "rodzinny", to w kąt należy odstawić wszystkie auta dające choć trochę radości kierowcy. Mój rozmówca był nad wyraz spokojny, ale kiedy zaproponowałem kolejne do bólu rozsądne auto, czyli tytułowego Golfa Plus, odpowiedź była wyjątkowo celna: Ja jednak trochę lubię samochody.

30 lis 2010

Kia Ray

Robiąc porządek na dysku trafiłem na zdjęcia z tegorocznego salonu w Genewie. A wśród nich między innymi zdjęcia konceptu Kia Ray. Auto wygląda tak:


Na pierwszy rzut oka nic specjalnego, ale jak mu się bliżej przyjrzeć... ;)

8 lis 2010

Taxi-plotka z Chicago

Ostatnio zaliczyłem jeden z najdroższych kursów taksówką w moim życiu (70$), przy okazji pogadałem z kierowcą - trochę o kryzysie, trochę o limuzynach, a trochę o taksówkach w Chicago.

Otóż podobno w Chicago taksówki "z miasta" mogą wozić pasażerów z centrum na przedmieścia (kasując przy tym dodatkowe 50% stawki), ale nie mogą wozić z przedmieść do centrum. Za to taksówki "z przedmieść" mogą zawieść klienta do centrum, ale w tymże centrum nie mogą zgarnąć człowieka z ulicy, chyba że wcześniej się z nim umówią.
A że amerykańskie przepisy nie są tylko po to, żeby je omijać, to podobno w policji pracuje dwudziestu "nieumundurowanych", którzy podstępnie zatrzymują podmiejskie taksówki. A jak już uda im się jakąś zatrzymać, to rachunek rośnie szybko, 750$ za holowanie, 175$ za... (zapomniałem za co, ale że to plotka, to jakby ktoś chciał przekazać dalej, to może wstawić, co mu do głowy przyjdzie), ostatnią pozycją w cenniku jest kara do 10000$ (a może to było 15000$).


Jakby ktoś był w Chicago, to uprasza się o potwierdzenie lub zdementowanie plotki.

2 lis 2010

Autobusy w Chicago

Tak się złożyło, że pod koniec października spędziłem kilka dni w Chicago. Mógłbym napisać o amerykańskich samochodach, ich nieprzyzwoicie wielkich silnikach albo wątpliwej jakości wykonania, ale to byłoby zbyt proste. Zamiast tego będzie o autobusach.


Co widać na powyższym zdjęciu? Oczywiście autobus. Ale co już mniej oczywiste - hybrydowy. Tak przynajmniej głosi hasło nad oknami. I o ile rzeczywista "ekologiczność" pojazdów hybrydowych jest dyskusyjna, to uważam, że właśnie w pojazdach miejskich kryje się ich sens, bo w ruchu miejskim hybrydy pokazują swoje zalety.

Co jeszcze widać na zdjęciu? Dziwny stelaż nad przednim zderzakiem (skądinąd wyjątkowo wydatnym). Mógłbym zadać pytanie: co to jest? Ale sam bym nie zgadł, więc powstrzymam się od złośliwości i napiszę wprost - to jest stojak na rowery. Złożony może służyć jako nośnik reklam, a w razie potrzeby mieści dwa jednoślady napędzane siłą mięśni osoby nim kierującej.


Na koniec pytanie do znawców niuansów komunikacji publicznej. Czy kilkunastometrowy autobus miejski w Europie może mieć tylko dwa wejścia? A dokładnie jedno wejście i jedno wyjście?

22 paź 2010

Taxi-plotki

Nie wiem, czy to jest początek nowego cyklu na blogu, bo niezbadane są wyroki taksówkarzy, ale postanowiłem spróbować i prezentować tu plotki i niesprawdzone informacje zasłyszane w taksówkach. Na dobry początek informacja ze Szwecji.

Podobno od pierwszego stycznia przyszłego roku wszystkie (nowe?) taksówki w Sztokholmie muszą być napędzane biogazem. Podobno nie wchodzą w grę żadne diesle ani hybrydy. Podobno na nowe auto zasilane biogazem czeka się teraz sześć miesięcy. Podobno w całym mieście jest tylko dziesięć stacji sprzedających biogaz. Podobno biogaz dowożony jest do nich cysternami z "fabryki" oddalonej o jakieś 100km. I podobno owe cysterny napędzane są zwykłym olejem napędowym.

Ciekawe, ile w tym prawdy? :)

17 paź 2010

Kryzys mija?

Wpadła mi niedawno w ręce gazeta, a w niej artykuł dotyczący motoryzacji. Nie pisałbym o tym na blogu, bo większość prasy, która wpada mi w ręce dotyczy motoryzacji i jeśli chciałbym opisywać każdy przeczytany artykuł, musiałbym rzucić pracę i zająć się tylko pisaniem... Hmm, a może to jest jakiś pomysł na życie? ;-) Na razie jednak pracy nie rzucam i nie będę recenzował wszystkich czytanych artykułów. Jednak wspomniana gazeta była zupełnie nie motoryzacyjna, do tego amerykańskiej proweniencji, więc pewnie żaden z czytelników tego bloga jej nie czytuje, dlatego postanowiłem streścić rzeczony artykuł.

Opisywał on światowy rynek samochodów luksusowych. I tu pierwsze pytanie do publiczności. Jakie marki Amerykanie uznają za luksusowe? Cadillac? Być może. Dodge? Raczej nie. Otóż artykuł koncentruje się na Audi, BMW, Lexusie i Mercedesie. Muszę przyznać, że lekko mnie to zaskoczyło, ale po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że to co prawda krótka, ale wyjątkowo kompletna lista. Wszystkie modele tych marek, bez względu na wielkość są uznawane za segment premium i nawet jeśli jakiś model nie jest szczególnie udany (vide klasa A), to i tak znajduje nabywców ze względu na prestiż marki.

Jak się okazuje, Ci, których stać na płacenie za prestiż, po zaciśnięciu pasa w zeszłym roku, w tym roku postanowili wydać trochę ciężko zarobionych pieniędzy. Dzięki temu sprzedaż BMW i Mercedesa od stycznia do sierpnia wzrosła o 13%, Audi - o 18%, a Lexusa aż o 20%. Takie liczby robią wrażenie, ale i one bledną w porównaniu ze wzrostem sprzedaży flagowych modeli: S-klasa - 22%, A8 i LS - 34%, Seria 7 - 44%.


A jak już jesteśmy przy liczbach, omawiani producenci w ciągu pierwszych ośmiu miesięcy tego roku sprzedali ponad dwa miliony siedemset tysięcy aut.

13 paź 2010

Angielskie okulary

Przeglądając stare zdjęcia trafiłem na fotki z weekendu w Londynie. Muszę przyznać, że dziwnymi ścieżkami podążają myśli bogatych ludzi. Rozumiem jeszcze chęć posiadania sześciodrzwiowego Mercedesa, ale dlaczego akurat wiśniowego?


No i jak można wpaść na pomysł, że plastikowe nakładki na reflektory dodadzą uroku range'owi?

9 paź 2010

Sztokholmskie taksówki

Zdarza mi się czasami jeździć szwedzkimi taksówkami i dość szybko zauważyłem, że bez względu na wiek i markę, wszystkie auta - a przynajmniej wszystkie te, którymi do tej pory jechałem - mają skórzaną tapicerkę. W końcu za którymś razem spytałem kierowcę, czy jest jakiś przepis, który to reguluje. Okazuje się, że nakazu nie ma, ale korporacje "zalecają" skórę. Finansowo nie jest to szczególnie uciążliwe, bo większość dilerów ma specjalne pakiety dla taksówkarzy, w skład których wchodzi między innymi skóra i automatyczna skrzynia biegów.

Wygląda jednak na to, że najczęściej odwiedzanymi dilerami są te z szyldem Volvo i Saaba. Być może jest to motoryzacyjny patriotyzm, ale bardziej prawdopodobna jest motywacja finansowa - i Saab, i Volvo oferują spory wybór silników zasilanych biodieslem bądź etanolem (flexifuel), co skutkuje niższymi podatkami. Prawdopodobnie z tego samego powodu trzecią najpopularniejsza marką taksówek jest Toyota, pod postacią Priusów.

24 wrz 2010

A3 Sportback Ambition 1.4 TFSI

Zdjęcia udało się zrobić szybciej, niż myślałem, mogę więc przedstawić nowy pojazd:




Poniżej pierwsze spostrzeżenia, przyznaję, że dość powierzchowne, ale ciężko o inne po trzech dniach i niewiele ponad stu kilometrach:
  • Cisza - samochód jest tak wyciszony, że po zatrzymaniu na pierwszych światłach sprawdziłem, czy przypadkiem nie mam jakiegoś systemu typu Stop&Go.
  • ContiSportContact 3 - poprzednio miałem te opony w Ibizie i już wtedy wydawało mi się, że są głośne, ale że tam hałasowało dużo różnych rzeczy, to na opony nie zwracałem szczególnej uwagi. W A3 przy wolnej jeździe słychać głównie szum opon.
  • Brak sterowania radiem z kierownicy - mimo że wcześniej widziałem zdjęcia wnętrza, ten jakże istotny brak zauważyłem dopiero, jak wsiadłem do samochodu. Spore rozczarowanie, ale da się z tym żyć. Szczególnie że przyciski w radiu działają z przyjemnym "klikiem".
  • Obszerne fotele - kiedyś usłyszałem, że Audi robi fotele dla grubasów i mimo że to wersja Ambition ze "sportowymi" fotelami, to i tak czuję się prawie jak na domowej kanapie.
  • Wielkie lusterka - w Alfie były malutkie, w BMW nieco większe, Audi niestety poszalało z rozmiarem. Rozumiem wymogi bezpieczeństwa, ale nie zawsze większe oznacza lepsze, a już na pewno nie ładniejsze.
  • Promień skrętu - mimo, że A3 ma rozstaw osi ponad 5cm dłuższy niż 147 (2578mm vs. 2526mm), to skręca zdecydowanie lepiej. Na parkingu pod domem ciągle się dziwię, że udało mi się wjechać bądź wyjechać na raz.
  • Bagażnik - niby tylko 370 litrów, ale w porównaniu z Alfą (292l), a nawet BMW (330l), robi wrażenie.
  • Brak aluminiowych nakładek na pedały - to nie tylko aspekt wizualny, ale też dźwiękowy. W 118d jak szybko kładłem nogę na gaz (też w ikarusowym stylu), to spod kierownicy dobiegał "plask", w A3 mam powtórkę z rozrywki.
I jeszcze tradycyjna tabelka:
Pojemność skokowa1390ccm
Max moc92kW (125KM)
Max moment obrotowy200Nm@1500-4000obr.
Skrzynia biegówsześciobiegowa
Przyspieszenie 0-100km/h9,6s
Vmax203km/h
Opony225/45R17

20 wrz 2010

Ostatnie zaskoczenie

Stało się, w miniony piątek oddałem Alfę. Ale zanim do tego doszło, przejrzałem wszystkie zakamarki auta w poszukiwaniu różnych drobiazgów, które tam pochowałem w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Postanowiłem też zajrzeć pod przednie fotele. W tym celu otworzyłem tylne drzwi i natknąłem się na taki widok.


Tak, to jest popielniczka! W czasach, kiedy część samochodów nie oferuje ani jednej, w 147 można mieć trzy. Nie, żebym był zwolennikiem palenia w aucie, czy też palenia w ogóle, ale muszę przyznać, że zaledwie dwie godziny przed pożegnaniem, Alfa ostatni raz pozytywnie mnie zaskoczyła.


PS. Nauczony doświadczeniem, notkę o nowym aucie opublikuję dopiero po zrobieniu paru sensownych zdjęć.

18 wrz 2010

Euro 5 a gorące hatchbacki

Ostatnio na różnych portalach motoryzacyjnych pojawiają się artykuły wymieniające coraz to nowe modele (np. Civic Type R, Focus ST), które znikają z rynku przez wprowadzenie normy Euro 5*. Postanowiłem sprawdzić, jak naprawdę wygląda sytuacja aut niezbyt dużych acz szybkich, po staropolsku zwanymi hot hatchami. Przejrzyjmy więc aktualnie dostępne mocne kompakty.
ModelPojemność
i moc
Norma emisji
Audi S3 2.0 265KMEURO5
BMW 130i 3.0 265KM* EURO5
Ford Focus RS 2.5 305KMEURO4
Mazda 3 MPS 2.3 260KMEURO5
Mitsubishi Lancer Evolution X** 2.0 295KM
lub 350KM
EURO4
Renault Megane RS20 2.0 250KMEURO5
SEAT Leon Cupra R 2.0 265KMEURO5
Subaru Impreza WRX STI 2.5 300KMEURO4
Volkswagen Golf R 2.0 270KMEURO5
Volkswagen Scirocco R 2.0 265KMEURO5
* - jest też ponad trzystukonne 135i, ale tylko jako coupe lub kabrio, a miało być o hothatchach.
** - obie wymienione wersje dostępne są tylko jako sedan, ale w tym przypadku ustępstwo od reguł usprawiedliwione jest wspaniałym rajdowym dziedzictwem Lancera.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy po stworzeniu powyższej listy, to zupełny brak mocnych diesli w tej klasie. Jedynym autem o zbliżonych osiągach jest BMW 123d 204KM.

Wygląda jednak na to, że wprowadzanie coraz bardziej restrykcyjnych norm emisji spalin nie zagraża istnieniu hot hatchów, przynajmniej tych o europejskiej proweniencji. Normy, mimo że coraz bardziej restrykcyjne, najwyraźniej nie są oderwane od rzeczywistości i są możliwe do spełnienia przez producentów.

Niestety kilka modeli lada moment zniknie z rynku. Pierwszy w kolejce jest Focus RS, ale nie jest to wina wyłącznie nowych norm, a raczej tego, że obecna generacja Focusa powoli przechodzi do historii i prawdopodobnie na początku 2011r. pojawi się w salonach nowy model. Mam nadzieję, że na wersję RS nie trzeba będzie długo czekać.

Zastanawia mnie jednak, co stanie się z Lancerem i Imprezą, produkowanymi dopiero od 2-3 lat. Czy pojawią się w nich nowe silniki spełniające Euro 5? A może Evo X i STI znikną z europejskich salonów? A jeśli tak, to czy powrócą wraz z pojawieniem się kolejnych generacji wersji "cywilnych"? Czy może obaj japońscy producenci wycofają się z tego segmentu rynku? To ostatnie, patrząc na ich malejące zaangażowanie w rajdy samochodowe, nie jest wcale nieprawdopodobne.

Euro5 na razie dotyczy tylko homologacji nowych modeli, wszystkie nowo rejestrowane samochody będzie obejmowała dopiero od początku przyszłego roku. Zatem, jeśli ktoś ma na oku jakiś model z Euro 4, to być może warto poczekać do grudnia, albo nawet początku stycznia, kiedy dealerzy chcąc nie chcąc będą musieli pozbyć się wszystkich takich aut, więc ceny mogą być wyjątkowo atrakcyjne.


* - Euro 5 to jest piąta wersja europejskiej normy regulującej czystość spalin. W porównaniu z Euro 4 nieco obniżone są dopuszczalne emisje tlenków azotu (o 20% dla benzyniaków i 28% dla diesli) oraz cząstek stałych dla diesli (z 25 do 5mg/km). Dodatkowo wprowadzono tę normę dla benzyniaków, bo jak się okazało silniki benzynowe z bezpośrednim wtryskiem paliwa emitują cząstki stałe.

16 wrz 2010

Volvo 850 GLT

Przeglądając stare zdjęcia natknąłem się na poniższe dwie fotki pstryknięte kiedyś pod blokiem. Trochę śmieszne, trochę straszne.


Na szczęście po paru tygodniach całe auto było już czyste i lśniące.

12 wrz 2010

Piątkowy wieczór

W minionym tygodniu piątkowy wieczór, zamiast spędzić z piwem przed telewizorem albo w lokalnym barze, musiałem poświęcić na powrót do domu. Przeważnie taka trasa zajmuje mi około czterech godzin, niestety tym razem "nieco" się przedłużyła. A wszystko za sprawą włoskiej złośliwości, skądinąd uzasadnionej.

Zacznijmy od początku, od pewnego czasu zastanawiałem się nad zmianą auta. Powodów było kilka: parę mniejszych i większych usterek, zbliżający się przegląd (komputer pokazuje, że jeszcze 200km), a także niechęć do diesli. Ponadto w ciągu minionych trzech miesięcy przejechałem niecałe sześć tysięcy kilometrów i wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie będę jeździł jeszcze mniej. We wtorek w końcu podjąłem decyzję - zmieniam auto.

W piątek koło siedemnastej wsiadłem do samolotu i już po trzech godzinach byłem w samochodzie. Włożyłem kluczyk do stacyjki, a tu zonk. Zamiast znajomego - co nie znaczy lubianego - klekotu, usłyszałem tylko jąkający się rozrusznik. Po chwili przygasły kontrolki, diagnoza była oczywista - padł akumulator.

I tu ujawniła się podstawowa zaleta Alfy - jako, że jest służbowa, to "w zestawie" ma assistance. Wyciągnąłem książkę serwisową i inne papiery, znalazłem odpowiedni numer telefonu i po krótkiej rozmowie dowiedziałem się, że w ciągu sześćdziesięciu minut przyjedzie pomoc. Okazało się, że są wyjątkowo słowni, na pomoc czekałem równo godzinę. Podłączenie kabli i uruchomienie samochodu zajęło nie więcej niż minutę, dostałem jeszcze radę, żeby pojeździć co najmniej pół godziny, bo w przeciwnym razie następnego dnia znów nie odpalę auta.

Tu historia w zasadzie się kończy - dziś auto odpaliło bez problemu - jedno pytanie pozostaje jednak bez odpowiedzi, jak Alfa dowiedziała się o tym, że już jej nie chcę, skoro w momencie podjęcia decyzji stała ponad tysiąc kilometrów dalej? Oczywiście można stwierdzić, że to nie była złośliwość, a akumulator padł z powodu ciągłego niedoładowania spowodowanego jazdą na bardzo krótkich odcinkach. Ale chyba żaden prawdziwy miłośnik samochodów nie zaakceptuje takiego wyjaśnienia ;-)

8 wrz 2010

Bilety na GP Węgier

Dziś notka "ku przestrodze", czyli o tym, jak kupowaliśmy bilety na wyścig F1.

Wszystko zaczęło się chyba w lipcu, kiedy to z. oznajmił, że wypada obejrzeć jakiś wyścig na żywo. Jak nie trudno się domyślić, wybór padł na GP Węgier, głównie ze względu na rozsądną odległość Budapesztu od Warszawy oraz względnie przystępne ceny biletów.

Jak się później okazało, to właśnie bilety stanowiły oś całej wycieczki. Mniej więcej miesiąc przed wyjazdem sprawdziliśmy ceny w oficjalnej sieci sprzedaży, były "standardowe", czyli 99EUR za zieloną trawkę i 149EUR za najtańszą trybunę. Postanowiliśmy czekać na jakąś promocję, bo w ubiegłych latach zdarzały się takowe. Niestety, tym razem nie doczekaliśmy się na tańsze bilety. W związku z tym, parę dni przed wyjazdem z. przejrzał Allegro, gdzie znalazł niezłą ofertę - 300zł za sztukę. Umówił się z człowiekiem na osobisty odbiór na miejscu i... pojechaliśmy.

Tu mała dygresja, wyjeżdżaliśmy z dwóch miejsc odległych od siebie o ponad 1000km, a na ustalone wcześniej miejsce spotkania dojechaliśmy w odstępie dziesięciu minut. Nieźle, co?

Na kemping przy torze dotarliśmy bladym świtem w sobotę, rozstawiliśmy nasze jedno- i dwu-sekundowe namioty (składanie tych namiotów jest mniej więcej dwieście razy dłuższe od ich rozkładania). Po czym odczekaliśmy jeszcze parę godzin i koło dziesiątej zadzwoniliśmy do naszego "dostawcy". Umówiliśmy się na stacji benzynowej i tu zaczęły się pierwsze problemy.

Łącznie potrzebowaliśmy dziewięć biletów, pięć dla nas i cztery dla sąsiadów z kempingu, którzy wyrazili gorące zainteresowanie, jak tylko usłyszeli, że mogą oszczędzić "stówkę". Trzy bilety dostaliśmy od ręki, na pozostałe musieliśmy poczekać. Nasz ubrany na różowo sprzedawca wsiadł na rower i zniknął. Pojawił się ponownie po kwadransie z brakującymi biletami, które już na pierwszy rzut oka były inne od wcześniejszych. Nieco nas to zaniepokoiło, ale dostaliśmy informację, że z tymi biletami bez problemu wejdziemy wejściem nr 5 i tylko tym.

Piąta brama była oczywiście najbardziej odległą od naszego kempingu. Obeszliśmy więc połowę toru, w większości idąc pod górę i... bez żadnych przeszkód weszliśmy na kwalifikacje.

Następnego dnia rano znów obeszliśmy połowę toru i doszliśmy do piątej bramki, gdzie okazało się, że bilety, które wzbudziły naszą wątpliwość, są "tylko dla Węgrów". Jako że byliśmy ubrani w biało-czerwone koszulki, przodem wysłaliśmy dziewczyny. Niestety Węgier sprawdzający bilety postanowił użyć rodzimego języka, co w oczywisty sposób doprowadziło do zdemaskowania naszego podstępu. Żeby zupełnie pozbawić nas nadziei, bilety zostały skonfiskowane. Dobrze, że nas nie aresztowali ;-)

Po chwili zastanowienia postanowiliśmy wykorzystać pozostałe dwa bilety - te nie tylko dla Węgrów - wróciliśmy do szóstej bramy, gdzie dziewczyny, tym razem już nie zagadywane po madziarsku, weszły na tor, a my zadzwoniliśmy do naszego sprzedawcy, który, choć nieco zaskoczony, zgodził się "oddać siano", jak sam to zgrabnie ujął. Był tylko jeden problem, musieliśmy się wrócić aż w okolice kempingu. Po pół godzinie byliśmy w umówionym miejscu, niestety sprzedawca w tym czasie był już zupełnie gdzie indziej. Zadzwoniliśmy po raz kolejny i umówiliśmy się na tej samej stacji benzynowej, gdzie kupowaliśmy bilety. Po kolejnych trzydziestu minutach i kliku telefonach zaczęliśmy tracić nadzieję.

Razem z nami czekali też nasi sąsiedzi, których szczęśliwym trafem spotkaliśmy po drodze. Jako że nie mieli już wolnej gotówki, byli bardziej zdesperowani w próbach odnalezienia sprzedawcy. Poprosiliśmy ich, żeby w razie sukcesu odebrali także nasze 150 euro, a sami słysząc bolidy wyjeżdżające na okrążenie rozgrzewkowe kupiliśmy bilety w kasie i weszliśmy na tor. Tym razem nie musieliśmy już obchodzić toru dookoła, bo mając normalne bilety mogliśmy skorzystać z głównego wejścia.

Wyścig obejrzeliśmy bez przeszkód, na prostej startowej napiliśmy się wody Evian prosto od Renault F1 Team, po czym wróciliśmy na kemping, gdzie czekała na nas niespodzianka w postaci sąsiadów z gotówką za bilety. Okazało się, że poszukiwania sprzedawcy zamieniły się w gonitwę wokół toru, a to, co wydawało się jednoosobową niezarejestrowaną działalnością gospodarczą, było tak naprawdę całkiem zorganizowaną grupą handlującą biletami na dużą skalę.

Finansowy bilans całego zamieszania nie wyszedł najgorzej - oszczędziliśmy 90 euro. Jednak kosztowało nas to dużo zmarnowanego czasu. Dobrze też, że nie było to nasze pierwsze Grand Prix, bo oprócz czasu stracilibyśmy też sporo nerwów, że zamiast śledzić wydarzenia na torze, pijemy węgierskie piwo na stacji benzynowej czekając na Godota. Zatem, czy warto było tak kombinować? Tak - bo warto doświadczać życia na własnej skórze.

Gdyby jednak ktoś wybierał się na GP por raz pierwszy, to lepiej pomyśleć o wszystkim pół roku wcześniej, kupić bilety na trybunę Red Bulla za 149EUR i przyjechać już w czwartek, żeby wszystko zobaczyć i poczuć atmosferę całego weekendu wyścigowego.

4 wrz 2010

Super 90

W letnie weekendy na holenderskich drogach można spotkać dużo old- i youngtimerów. Poniżej jedno z takich wakacyjnych znalezisk: ponad czterdziestoletnie Porsche 356 w wersji Super 90. Takie auta w dobrym stanie, a to wyglądało na zadbane, kosztują od 40 do 100 tysięcy euro.

1 wrz 2010

Holenderska motoryzacja

Motoryzacja na pewno nie jest pierwszą rzeczą, która kojarzy się z Holandią. I pewnie gdyby spytać przeciętnego kierowcę, to nie wymieniłby żadnej holenderskiej marki, nie znaczy to jednak, że holenderski przemysł motoryzacyjny nie istnieje.

Chyba najbardziej znany jest Spyker i to pomimo faktu, że sprzedaje mniej niż pięćdziesiąt samochodów rocznie. Wiadomo jednak, że w dwudziestym pierwszym wieku najważniejszy jest dobry PR, a akurat o rozgłos Victor Muller (współzałożyciel i obecny szef firmy) zadbać potrafi. W 2006 roku kupił zespół F1 za ponad sto milionów dolarów i sprzedał go rok później tracąc na całym przedsięwzięciu ponad trzydzieści pięć milionów euro. Ale dzięki temu przez rok nazwa Spyker pojawiała w niedzielne popołudnia w telewizjach całego świata. Co nie zmieniło faktu, że firma nadal przynosi rocznie ponad dwadzieścia milionów euro straty przy przychodach rzędu sześciu milionów.

Na początku tego roku Spyker ponownie gościł na pierwszych stronach gazet za sprawą innej transakcji finansowej - za czterysta milionów dolarów kupił Saaba. Mam tylko cichą nadzieję, że nie będzie to gwóźdź do dwóch trumien na raz i obie marki przeżyją w tym dziwnym związku.

Kolejnym holenderskim producentem jest Donkervoort. Pod tą marką kryją się auta zbudowane na bazie niezniszczalnego Lotusa Seven, ale w przeciwieństwie do większości pozostałych replik wykorzystujących silniki Forda, Donkervoort montuje silniki Audi - 1.8T (do 270KM) lub 2.0T (do 400KM).

Ostatnim rdzennie holenderskim producentem jest DuraCar. Firma ta na początku tego roku przez miesiąc była w stanie upadłości, ale stanęła na nogi, więc nie wykluczone, że holenderskie miasta zapełnią się pokracznymi elektrycznymi vanami QUICC!.

Pisząc o holenderskiej motoryzacji nie można nie wspomnieć o fabryce NedCar, położonej w Born nieopodal Maastricht, która obecnie w całości należy do Mitsubushi, ale jej historia jest zakręcona jak baranie rogi. Wybudowana w połowie lat sześćdziesiątych jako fabryka samochodów osobowych DAF, dziesięć lat później sprzedana Volvo, w latach osiemdziesiątych częściowo przejęta przez holenderski rząd, by w kolejnej dekadzie stopniowo przejść w ręce Japończyków z Mitsubishi. Od 2001r. sytuacja własnościowa się ustabilizowała, ale czy na długo?

Równie ciekawe jak historia właścicieli były produkowane tam auta, jak na przykład Volvo 480, Mitsubishi Space Star czy Smart Forfour. O całej gamie osobowych DAFów nawet nie wspominam, bo to auta w Polsce zupełnie nie znane. Obecnie z taśm zjeżdżają jedynie Mitsubishi Colt i Outlander, chociaż co jakiś czas pojawiają się informacje o planowanym przeniesieniu z Japonii produkcji C-Crossera i 4007.

Tematem na osobną notkę są produkowane w Holandii ciężarówki (DAF, Scania, Ginaf, Terberg) i autobusy (Bova).

31 sie 2010

Blog Day

Zupełnie przypadkiem natknąłem się na informację, że dziś jest Blog Day, czyli dzień, kiedy "blogerzy z całego świata publikują notkę polecającą 5 innych blogów".

Postanowiłem dołączyć do tej inicjatywy i przygotować swoją listę blogów, na które zaglądam regularnie, często albo i sporadycznie, ale które uważam za wartościowe:
  • Z korytarza deblowego - blog naszego najlepszego debla tenisowego. Co prawda notki pojawiają się nieregularnie, ale za to czasem można przeczytać ciekawostki "z szatni światowego sportu" .
  • Czadoblog - blog piłkarski, prowadzony przez dziennikarza Gazety Wyborczej w Katowicach, ciekawy nie tyle ze względu na piłkę, co niesamowity lokalny patriotyzm autora.
  • My Castle - trafiłem tu klikając linka na poprzednim blogu. Blog jest głównie o zamku w Malborku, ale dotyka też tematów z nim związanych, więc, co oczywiste, także zakonu krzyżackiego.
  • Moje Pisanki - blog Jana Turnaua o (i to pewnie będzie duże zaskoczenie dla tych wszystkich, którzy znają mnie trochę lepiej) biblii. Warto tu zajrzeć szczególnie teraz, by pojąć, że katol to nie to samo, co katolik.
  • Nie tędy droga - blog, który powstał przy okazji słynnej akcji ekologów nad Rospudą. Ostatnio wpisy pojawiają się sporadycznie, ale jeśli kogoś interesuje Puszcza Białowieska i szeroko rozumiana ekologia, warto tam czasem zajrzeć.

Na powyższej liście nie ma zaprzyjaźnionego (czy mogę tak napisać?) bloga M and M Locost nie dlatego, że uważam go za nieciekawy, albo że tam nie zaglądam - co byłoby nawet zrozumiałe, bo w tym roku pojawiło się tam pięć wpisów ;-) - ale dlatego, że prawdopodobnie większość czytelników F-cars zna historię tego locosta nie gorzej ode mnie.

28 sie 2010

Dutch TT

Jak być może niektórzy czytelnicy tego bloga pamiętają, w zeszłym roku dane mi było oglądać wyścigi WorldSBK na torze w Assen. W tym roku poszedłem krok dalej i odwiedziłem ten sam tor w ostatnią sobotę* czerwca, co jest tradycyjną datą rozgrywania wyścigu "Dutch TT".

Skrót TT znaczy Tourist Trophy, co pozwalałoby przełożyć Dutch TT jako "holenderski wyścig motocykli turystycznych". W praktyce oznacza to jednak weekend Grand Prix, czyli wyścigi prototypów w trzech klasach:
  • 125cm3 - jednocylindrowe dwusuwy,
  • Moto2 - czterosuwowe "sześćsetki" z jednym dostawcą silników (Honda) i opon (Dunlop),
  • MotoGP - czterosuwy 800cm3.

Nie pierwszy raz oglądałem motocykle MotoGP na żywo i podobnie jak w przypadku Formuły 1, za każdym razem na ich dźwięk przechodzą mnie dreszcze. Tego się nie da opisać, to trzeba usłyszeć. Ale ponieważ nie przyszło mi do głowy nagrywanie pocztówek dźwiękowych, musisz drogi czytelniku zadowolić się zdjęciami.


Stodwudziestkipiątki po starcie wyglądają jak szarańcza. Moto 2 już trochę poważniej.


Ale prawdziwa uczta to wyścig MotoGP.


A tak wygląda zwycięzca tego wyścigu i jego kibicki.



* - Jest to jedyny wyścig w całym kalendarzu MotoGP rozgrywany w sobotę, nawet wyścig w Katarze - kraju arabskim - odbywa się w niedzielę, czyli w dniu roboczym.