Ostatnio niemal popełniłem kolejne szaleństwo motoryzacyjne, mianowicie bliski byłem podjęcia decyzji o zakupie Saaba 96 lub Volvo Amazon. Na szczęście w porę naszła mnie myśl (przy drobnej pomocy przyjaciół), że o takie auto trzeba dbać, a żeby o nie dbać, trzeba mieć czas. I pieniądze.
Bo nie jest problemem kupić samochód. Problemem jest go utrzymać w należytym stanie i nie będę szczególnie odkrywczy pisząc, że im samochód starszy, tym wymaga więcej opieki. Ale być może nawet to by mnie nie powstrzymało przed zakupem, bo przecież nie jedna już rzecz zaraz po zakupie wylądowała na przysłowiowym strychu - a i różne pojazdy zdarzało mi się "porzucać" na długie tygodnie - ale przecież samochód to nie jest zwykła rzecz. A już tym bardziej nie jest nią zabytkowy Saab czy Volvo.
Tak więc poddając się takiej argumentacji zrezygnowałem z zakupu szwedzkiego "weterana". Pomysł jednak nie umarł i nie wykluczam, że kiedyś do niego wrócę, a być może nawet zrealizuję. Kiedy? Jak będę miał i czas, i pieniądze.
14 wrz 2011
12 wrz 2011
Tramwaje a ruch prawostronny
Trafiłem ostatnio na artykuł opisujący wprowadzenie ruchu prawostronnego w Szwecji, co miało miejsce 3 września 1967 r. Zmiana ta historycznie nie była ani pierwszą, ani ostatnią operacją tego typu, ale chyba najbardziej skomplikowaną logistycznie. Szwecja pod koniec lat sześćdziesiątych była już dość mocno zmotoryzowana, o czym może świadczyć fakt, że jeździło już wtedy całkiem sporo takich aut jak Saab 95/96, Volvo P1800, czy Volvo 140 (poprzednik słynnego 240).
Na tym kończy się motoryzacyjna część tej notki, więc czytelników, którzy łączą w sobie miłość do motoryzacji z nienawiścią do komunikacji publicznej ostrzegam, że dalsza część będzie o lekkich pojazdach szynowych zwanych popularnie tramwajami.
Otóż wbrew temu co zostało napisane we wspomnianym artykule, w 1967 roku tramwaje w Sztokholmie nie zostały całkowicie zlikwidowane. Przy życiu zostały dwie linie, które korzystały z wagonów z drzwiami po obu stronach, dzięki czemu dość łatwo można było je przystosować do ruchu prawostronnego. Faktem jest jednak, że obie linie położone są na peryferiach miasta, a z centrum tramwaje zniknęły na ponad dwadzieścia lat.
Dopiero w 1991 roku staraniem miłośników komunikacji miejskiej przywrócona została linia nr 7 łącząca Norrmalmstorg w centrum miasta z położonym na wschodzie Waldemarsudde. Linia została uruchomiona jako muzealna i obsługiwana była kilkudziesięcioletnimi wagonami pochodzącymi ze Sztokholmu, Goteborga i Oslo. W roku 2007 rada miejska zdecydowała unowocześnić oraz przedłużyć tę linię i w 2010 otwarto pierwszy nowy odcinek jednocześnie wprowadzając nowe wagony Bombardiera - Flexity Classic.
Prawdę powiedziawszy Szwedzi nie wykazali się przesadnym rozmachem. Tory wydłużono zaledwie o kilkaset metrów, a tramwaje zostały wypożyczone z Frankfurtu i Norrköping. Dopiero w sierpniu 2011 r. podjęto decyzję o dalszym rozwoju tej linii. Obawiam się jedank, że razem z wydłużeniem trasy, skurczy się, bądź zupełnie zniknie linia historyczna (obecnie oznaczona jako 7N). Byłoby to niepowetowaną stratą, tym bardziej że ciągle nie udało mi się zaliczyć jednej z głównych tramwajowych atrakcji Sztokholmu, czyli kawiarni w wagonie w jeżdżącym na tej linii.
Tu warto wspomnieć, że wszystkie sztokholmskie linie tramwajowe oprócz numerów mają także nazwy. Linia 7N nazywa się Djurgårdslinjen i pochodzi od wyspy Djurgården, po której przebiega większość trasy. Jeżdżąca po nieco dłuższej trasie linia 7 nazywa Spårväg City, co można przetłumaczyć jako tramwaj miejski. Pozostałe obecnie działające w Sztokholmie linie to:
Niestety nie miałem jeszcze okazji przejechać się tą linią, ale mam nadzieję, że uda mi się to przed jej planowaną modernizacją, bo co prawda nie mam wątpliwości, że w kilkudziesięcioletnich tramwajach komfort pozostawia wiele do życzenia, ale też ich urok jest niezaprzeczalny.
Na tym kończy się motoryzacyjna część tej notki, więc czytelników, którzy łączą w sobie miłość do motoryzacji z nienawiścią do komunikacji publicznej ostrzegam, że dalsza część będzie o lekkich pojazdach szynowych zwanych popularnie tramwajami.
Otóż wbrew temu co zostało napisane we wspomnianym artykule, w 1967 roku tramwaje w Sztokholmie nie zostały całkowicie zlikwidowane. Przy życiu zostały dwie linie, które korzystały z wagonów z drzwiami po obu stronach, dzięki czemu dość łatwo można było je przystosować do ruchu prawostronnego. Faktem jest jednak, że obie linie położone są na peryferiach miasta, a z centrum tramwaje zniknęły na ponad dwadzieścia lat.
Dopiero w 1991 roku staraniem miłośników komunikacji miejskiej przywrócona została linia nr 7 łącząca Norrmalmstorg w centrum miasta z położonym na wschodzie Waldemarsudde. Linia została uruchomiona jako muzealna i obsługiwana była kilkudziesięcioletnimi wagonami pochodzącymi ze Sztokholmu, Goteborga i Oslo. W roku 2007 rada miejska zdecydowała unowocześnić oraz przedłużyć tę linię i w 2010 otwarto pierwszy nowy odcinek jednocześnie wprowadzając nowe wagony Bombardiera - Flexity Classic.
Prawdę powiedziawszy Szwedzi nie wykazali się przesadnym rozmachem. Tory wydłużono zaledwie o kilkaset metrów, a tramwaje zostały wypożyczone z Frankfurtu i Norrköping. Dopiero w sierpniu 2011 r. podjęto decyzję o dalszym rozwoju tej linii. Obawiam się jedank, że razem z wydłużeniem trasy, skurczy się, bądź zupełnie zniknie linia historyczna (obecnie oznaczona jako 7N). Byłoby to niepowetowaną stratą, tym bardziej że ciągle nie udało mi się zaliczyć jednej z głównych tramwajowych atrakcji Sztokholmu, czyli kawiarni w wagonie w jeżdżącym na tej linii.
Tu warto wspomnieć, że wszystkie sztokholmskie linie tramwajowe oprócz numerów mają także nazwy. Linia 7N nazywa się Djurgårdslinjen i pochodzi od wyspy Djurgården, po której przebiega większość trasy. Jeżdżąca po nieco dłuższej trasie linia 7 nazywa Spårväg City, co można przetłumaczyć jako tramwaj miejski. Pozostałe obecnie działające w Sztokholmie linie to:
- 12 - Nockebybanan, co w wolnym tłumaczeniu oznacza kolejka do Nockeby (szwedzkie słowo "banan" ma dwa znaczenia, może to być po prostu banan lub tory/trasa/szlak),
- 21 - Lidingöbanan, co jak nie trudno się domyślić, oznacza linię do Lidingö,
- 22 - Tvärbanan, co z kolei można przetłumaczyć jako linia poprzeczna, jako że w przeciwieństwie do większości sztokholmskich torów omija centrum dużym łukiem i łączy ze sobą kilka linii kolejowych i dwie linie metra.
Niestety nie miałem jeszcze okazji przejechać się tą linią, ale mam nadzieję, że uda mi się to przed jej planowaną modernizacją, bo co prawda nie mam wątpliwości, że w kilkudziesięcioletnich tramwajach komfort pozostawia wiele do życzenia, ale też ich urok jest niezaprzeczalny.
7 wrz 2011
600 AMG
Jak pewnie znaczna część czytelników tego bloga wie, niektórzy producenci umożliwiają zamówienie samochodu bez oznaczenia modelu i wersji silnikowej. Wygląda na to, że właściciel poniższego Mercedesa skorzystał z tej opcji. Jednak w swoim postanowieniu nie wytrwał zbyt długo i już przy rejestracji, postanowił oznajmić światu, czym jeździ:
Przy okazji warto wspomnieć, że w zeszłym roku w Belgii pojawiły się nowe tablice rejestracyjne - zamiast sześciu znaków - trzech liter i trzech cyfr lub na odwrót - jest teraz znaków siedem - cyfra, trzy litery i trzy cyfry. Zmienił się też rozmiar tablic na ogólno-europejski. Żeby jednak nie stopić się całkowicie z resztą kontynentu czcionka nadal jest rubinowa (informacja dla grafików - RAL 3003; wyjaśnienie dla mężczyzn - chodzi o czerwony).
Przy okazji warto wspomnieć, że w zeszłym roku w Belgii pojawiły się nowe tablice rejestracyjne - zamiast sześciu znaków - trzech liter i trzech cyfr lub na odwrót - jest teraz znaków siedem - cyfra, trzy litery i trzy cyfry. Zmienił się też rozmiar tablic na ogólno-europejski. Żeby jednak nie stopić się całkowicie z resztą kontynentu czcionka nadal jest rubinowa (informacja dla grafików - RAL 3003; wyjaśnienie dla mężczyzn - chodzi o czerwony).
3 wrz 2011
Pocztówka z wakacji
Tegoroczne wakacje spędziłem mało motoryzacyjnie, mimo tego nieco niepostrzeżenie przejechałem A-trójką ponad cztery tysiące kilometrów. I słowo "niepostrzeżenie" jest tu jak najbardziej na miejscu, bo chociaż z pobieżnych obliczeń wychodzi, że spędziłem w samochodzie mniej więcej dwie doby, to w podróży nie przytrafiło mi się nic szczególnie wartego uwagi. No chyba że za takowe wydarzenie uznać pęknięcie przedniej szyby, w którą kamień uderzył tuż po ruszeniu spod domu, lub konieczność wymiany żarówki w lewym reflektorze, co zajęło mi niemal tydzień.
Tu spieszę z wyjaśnieniem - nie wymieniałem żarówki przez tydzień non-stop - tyle czasu minęło od dostrzeżenia problemu do jego rozwiązania. Chociaż przyznaję, że lekko nie było i dopiero trzecie bądź czwarte podejście zakończyło się sukcesem. Wskazówka dla potomnych: czasami nawet przy wymianie żarówki trzeba użyć siły, dużo siły.
Poza powyższym spostrzeżeniem, jedyną wakacyjną ciekawostką motoryzacyjną był znak, który chyba można interpretować jako nakaz jazdy drogą bez przejazdu.
Nie jestem pewien, co jego autor miał na myśli, ale podobno wcześniej stał tam znak zakazu wjazdu, którego nikt nie respektował. Niewykluczone więc, że zamysłem autora było wykorzystanie przekornej natury Polaków, którzy widząc znak "nakazu" niechybnie wybiorą każdą inną drogę.
Zdjęcie zostało zrobione nieopodal siedziby Suwalskiego Parku Krajobrazowego, więc pozostaje mieć nadzieję, że jego władze z ochroną przyrody radzą sobie równie dobrze jak z wymyślaniem nowych znaków drogowych. Niestety z ochroną krajobrazu poszło nieco gorzej, bo od pewnego czasu z dużej części Parku widać ponad stumetrowe wiatraki, których widok nieco się kłóci z rzeźbą terenu ukształtowaną przez plejstoceński lądolód skandynawski.
Tu spieszę z wyjaśnieniem - nie wymieniałem żarówki przez tydzień non-stop - tyle czasu minęło od dostrzeżenia problemu do jego rozwiązania. Chociaż przyznaję, że lekko nie było i dopiero trzecie bądź czwarte podejście zakończyło się sukcesem. Wskazówka dla potomnych: czasami nawet przy wymianie żarówki trzeba użyć siły, dużo siły.
Poza powyższym spostrzeżeniem, jedyną wakacyjną ciekawostką motoryzacyjną był znak, który chyba można interpretować jako nakaz jazdy drogą bez przejazdu.
Nie jestem pewien, co jego autor miał na myśli, ale podobno wcześniej stał tam znak zakazu wjazdu, którego nikt nie respektował. Niewykluczone więc, że zamysłem autora było wykorzystanie przekornej natury Polaków, którzy widząc znak "nakazu" niechybnie wybiorą każdą inną drogę.
Zdjęcie zostało zrobione nieopodal siedziby Suwalskiego Parku Krajobrazowego, więc pozostaje mieć nadzieję, że jego władze z ochroną przyrody radzą sobie równie dobrze jak z wymyślaniem nowych znaków drogowych. Niestety z ochroną krajobrazu poszło nieco gorzej, bo od pewnego czasu z dużej części Parku widać ponad stumetrowe wiatraki, których widok nieco się kłóci z rzeźbą terenu ukształtowaną przez plejstoceński lądolód skandynawski.
Subskrybuj:
Posty (Atom)