15 paź 2012

VW Tiguan - po prostu Das Auto

Często się zdarza, że mając gotowy temat, brakuje mi natchnienia do napisania notki. Jedną z takich zaległych notek jest opis mojego obecnego samochodu. Odebrałem go w styczniu i od tego czasu przejechałem nim około sześciu tysięcy kilometrów, ale cały czas brakowało mi impulsu, który by mnie zaprowadził przed klawiaturę. I dopiero opisując Jaguara Mk1 zorientowałem się, że jego osiągi są niemal identyczne z osiągami Volkswagena, którym teraz jeżdżę. Wtedy też zacząłem pisać tę notkę, ale w czasie wakacji nie jeździłem zbyt wiele, więc notka trafiła do zamrażarki. Jednak w końcu przyszła pora dokończyć recenzję.

Zacznijmy od wyglądu - koń jaki jest, każdy widzi - samochód jest niezbyt urodziwy, ale i nie odrzucający, po prostu typowy Volkswagen, który może się podobać, ale raczej nikogo nie zachwyci. Gdzież mu do aut francuskich czy włoskich?

Wnętrze - podobnie jak wygląd zewnętrzny - nie wzbudza zbyt wielu emocji, ani pozytywnych ani negatywnych. Pamiętam, że moją pierwszą reakcją było, że deska rozdzielcza jest wyjęta z Golfa Plusa i... chyba rzeczywiście jest, bo na zdjęciach wygląda identycznie. Ogólnie jakość materiałów jest niezła, ale ostatnio odpadła mi zaślepka od tylnego uchwytu na napoje. Bagażnik jest spory, chociaż trochę w nim brakuje haczyków na drobne zakupy. Za to po złożeniu foteli można do środka upchnąć rower i to bez zdejmowania przedniego koła, oczywiście z roweru, nie z Tiguana.

Samochód jest w wersji Comfort&Design, więc wyposażenie obejmuje niewiele ponad niezbędne minimum, tzn. elektryczne szyby we wszystkich drzwiach, tempomat, dwustrefową klimatyzację i fabryczną nawigację. Dotychczas nie byłem fanem wbudowanych nawigacji, ale zmieniłem zdanie. Najfajniejsze jest to, że nawigacja wie, gdzie jest, natychmiast po jej włączeniu. Nie trzeba czekać na znalezienie sygnału, można ustawić trasę w garażu podziemnym itp.
Ale najfajniejszym gadżetem jest system Park Assist, który rzeczywiście parkuje dość dobrze. Nie jest co prawda idealny i często parkuje zbyt daleko od krawężnika, ale ma tę zaletę, że jest powtarzalny i zawsze parkuje tak samo, w przeciwieństwie do kierowcy, który jak ma dobry dzień, to zaparkuje lepiej od automatu, ale jak ma dzień gorszy, to może trzy razy poprawiać, a i tak mu nie wyjdzie.

Przejdźmy jednak do tego, co ważniejsze, czyli do wrażeń z jazdy. Auto jest z silnikiem 1.4TSI 110kW (z turbo i kompresorem) i ręczną skrzynią biegów. Niestety z napędem na tylko na jedną oś, ale do jeżdżenia po asfalcie wystarcza. Przy czym spalanie w trybie mieszanym - pół na pół miasto i autostrady - wynosi około 8,5l/100km. Podstawowe parametry i osiągi wyglądają następująco:
Pojemność skokowa1390ccm
Max moc110kW (150KM)
Max moment obrotowy240Nm@1750-4000obr.
Skrzynia biegówsześciobiegowa
Przyspieszenie 0-100km/h9,6s
Vmax191km/h
Opony215/65R16

Pozytywnie zaskoczył mnie komfort i prowadzenie. Oczywiście nie ma mowy o precyzji prowadzenia Abartha, czy nawet A3, ale bałem się bujania i kanapowego zawieszenia, a tymczasem okazało się, że poza nieco niestabilnym zachowaniem przy zmianie obciążenia w zakrętach
auto prowadzi się nadzwyczaj pewnie. Podejrzewam, że zmiana opon z baloniastych szesnastek na osiemnastki lub nawet dziewiętnastki, które też są dostępne na liście akcesoriów, mogłaby znacząco poprawić zachowanie w zakrętach. Ale niewątpliwie odbyłoby się to kosztem innych atutów Tiguana - komfortu i łatwości wjeżdżania na krawężniki. Z tego ostatniego szczególnie często korzystałem na początku użytkowania, kiedy jeszcze nie do końca potrafiłem ocenić ilość miejsca potrzebną do zawracania, ale i teraz zdarza mi się z pełną premedytacją wjechać na krawężnik zamiast wrzucić wsteczny i zawrócić "na trzy", jak uczyli na kursie prawa jazdy :-P

Temat zawracania prowadzi mnie do pierwszej z drobnych wad. Samochód nie ma tradycyjnego hamulca ręcznego (tu mi się przypomina Megane coupe), w związku z tym nie ma żadnej
możliwości wykorzystania tego hamulca do zawracania. Można co prawda pociągnąć za tę małą dźwigienkę w czasie jazdy, ale uruchamiają się wtedy hamulce w przednich kołach!


Reasumując, niewątpliwie jest to najbardziej komfortowy samochód ze wszystkich, które do tej pory użytkowałem. Niestety wpisuje się też w obraz typowego Volkswagena - dobry samochód, niestety mocno wyprany z emocji. Ani design zewnętrzny, ani wnętrze nie wywołują szybszego bicia serca. Ciężko też oczekiwać emocji w półtoratonowym samochodzie o mocy 150KM. Ogólnie jednak jestem zadowolony z wyboru, bo pozwolił mi spojrzeć na SUVy z innej
perspektywy. Teraz lepiej rozumiem, dlaczego tak dużo ludzi wybiera SUVy zamiast aut klasy średniej. Wiem też, że to zdecydowanie nie jest dobry wybór dla mnie i mam nadzieję, że będzie mi dane powrócić do aut mniejszych i szybszych, dających dużo więcej radości z jazdy.

Jednak w następnej notce opiszę swoje wrażenia (czy też raczej kompletny brak wrażeń) z kilku jazd samochodami z wypożyczalni, będzie też o wspomnianym już wcześniej Chryslerze 300C.


PS. Pisząc dziś zakończenie tej notki wyszedłem na chwilę do sklepu, pod którym spotkałem... Jaguara Mark I.

3 paź 2012

Zimówki? Tak, poproszę

Przepraszam za nieprzyzwoicie długą przerwę w publikacji notek, ale ostatnio naprawdę nie mam weny. W czasie ostatnich kilku miesięcy zdarzyło mi się jeździć kilkoma pojazdami, które były warte opisania, np. Chrysler 300C 2.7 V6 "w automacie", który był jednym z najgorszych aut jakimi zdarzyło mi się jeździć, ale kompletny brak natchnienia skutecznie udaremnił wszystkie próby pisania.

Dziś jednak stało się coś, co mnie w końcu popchnęło do naskrobania kilku zdań - zobaczyłem samochód na zimówkach. I nie byłoby w tym nic dziwnego, bo ostatnio coraz częściej zdarzają się kierowcy jeżdżący na zimówkach cały rok, ale mam uzasadnione podejrzenia, że nie był to jeden z takich przypadków. Po pierwsze dlatego, że zobaczonym autem była taksówka, po drugie - był to aktualny model E klasy, a więc samochód co najwyżej dwuletni, po trzecie - zimówki były z kolcami!

W związku z tym niniejszym ogłaszam rozpoczęcie sezonu na zimówki. Na wszystkie pytania w stylu "kiedy zakładać zimówki?" można odpowiadać jednym słowem - teraz ;-)

Tym, którzy chcą do tematu podejść nieco poważniej przypominam tekst, który napisałem trzy lata temu.