5 maj 2015

Chińskie wpływy w przemyśle motoryzacyjnym

Kupno Jaguara i Land Rovera przez Tata Motors w 2008 roku odbiło się szerokim echem i wbrew obawom nie skończyło się to wywiezieniem dokumentacji i linii produkcyjnych na daleki wschód. Obie marki mają się nieźle, produkcja we wszystkich trzech fabrykach na Wyspach została utrzymana i nawet rośnie. Można powiedzieć, że indyjski* kapitał postawił na nogi perły brytyjskiego przemysłu motoryzacyjnego.

Niestety wygląda na to, że MG kupione przez firmę chińską, czyli pierwotnie NAC, a obecnie SAIC**, nie miało tyle szczęścia. W europejskiej ofercie są tylko dwa modele: MG3 - mały samochód (wielkości Peugeota 208) zbudowany na nowej platformie, oraz MG 6 konstrukcyjnie powiązany jeszcze z Roverem 75 (wielkością zbliżony do Skody Octavii). Według danych, do których udało mi się dokopać, w 2013 roku MG w Wielkiej Brytanii sprzedało jedynie 504 samochody, a w 2014 - 2326. Niby imponujący wzrost o 361%, ale to jest mniej niż 0.1% udziału w brytyjskim rynku; dla porównania, Porsche sprzedało ponad 9 tysięcy aut, a nawet Alfa Romeo, która też ma ofercie tylko 3 modele i to dość leciwe (nie licząc niszowej 4C) sprzedała 5523 sztuki. Do tego odwróciły się role, kiedyś to Europa produkowała samochody i wysyłała je w częściach, żeby je "wyprodukować" - z podatkowego punktu widzenia - w jakiejś odległej fabryce. Teraz fabryka Longbridge, założona w 1905 roku, montuje samochody przywiezione w częściach z Chin.

Marką, która miała jeszcze mniej szczęścia po przejęciu przez chiński kapitał, jest SAAB. Historia w dużym skrócie wyglądała tak: Przejściowy mariaż ze Spykerem zakończył się bankructwem firmy 16 kwietnia 2012 r. A już 13 czerwca pozostałości po Saabie kupiło konsorcjum pod nazwą National Electric Vehicle Sweden (NEVS). Nazwa nie zdradza chińskiej proweniencji, ale właścicielem NEVS jest NME Holdings z siedzibą w Hong Kongu. Od 2013 część udziałów w NEVS (22%) przejęło miasto Qingdao i w grudniu fabryka w Trollhättan wznowiła produkcję Saabów, którą niestety musiała przerwać już w maju 2014. Na domiar złego w sierpniu SAAB AB (koncern lotniczo-zbrojeniowy) wycofał zgodę na używanie marki SAAB. Od tego czasu trwa też "reorganizacja" (företagsrekonstruktionen) firmy NEVS. Jesienią pojawiły się plotki, że Mahindra & Mahindra może zostać głównym inwestorem, ale do tej pory potwierdzenia nie ma. W lutym 2015 produkcja została wznowiona, ale wygląda na to, że jest to tylko wykończenie samochodów, których montaż był niedokończony w momencie wstrzymania produkcji. Trzymam kciuki, żeby ta niekończąca się batalia prawno-finansowa w końcu przyniosła odrodzenie marki Saab, ale na razie nie wygląda to zbyt dobrze... Między napisaniem tych słów, a opublikowaniem notki, NEVS ogłosił zakończenie reorganizacji, co oznacza, że w najbliższych miesiącach można spodziewać się nowych wiadomości, dobrych lub złych.

A tak na marginesie, w międzyczasie Spyker ogłosił bankructwo, choć Victor Muller odgraża się, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i będzie chciał odrodzić firmę.

Druga ze szwedzkich marek - Volvo - też trafiła pod finansowe skrzydła z Chin. Stało się to w roku 2010, a nowym właścicielem starszej ze szwedzkich marek zostało Geely. W tym przypadku chyba można mówić o sukcesie. Volvo sukcesywnie odnawia swoją ofertę. Mniej więcej w momencie przejęcia pojawiła się druga generacja S60/V70, dwa lata później - nowe V40, a ostatnio - kosmicznie stylizowane XC90. Zapewne jednym ze składników sukcesu jest postawa Forda. Wszystkie modele Volvo, poza nowym XC90, są nadal montowane na płytach podłogowych Forda, który najwyraźniej nie miał podzielał obiekcji GM, które kategorycznie sprzeciwiało się wykorzystaniu swojej technologii prze firmę będącą chińską własnością. Sprzedaż na europejskim rynku jest stabilna, a udział w rynku największy od co najmniej 18 lat - 1,96% (nie mam danych sprzed 1997 r.). W ofercie pojawiły się hybrydy, testowany jest napęd w pełni elektryczny. Wydaje się, że przyszłość Volvo nie jest zagrożona. Obym się nie mylił, bo to naprawdę zacna marka z wieloma zasługami, szczególnie w dziedzinie bezpieczeństwa, żeby wspomnieć choćby trzypunktowe pasy bezpieczeństwa***.

Ostatnim z chińskich nabytków jest równie znana, nieco starsza i chyba trochę mniej zasłużona marka motoryzacyjna, mianowicie... Pirelli. Tym razem zakupu dokonała państwowa firma chemiczna o nazwie China National Chemical, lub po prostu Chem China. Podobnie jak we wcześniejszych przypadkach bezpośrednia władza ma pozostać w rękach Europejczyków. Lecz chyba nikt nie ma wątpliwości, że z tylnego siedzenia też da się kierować. Jakie były prawdziwe motywy tego zaskakującego przejęcia być może nie dowiemy się nigdy, a co z tego wyniknie, zobaczymy już za kilka lat, np. umowa Pirelli z F1 wygasa z końcem sezonu 2016.

Niemalże zapomniałem wspomnieć o jeszcze jednej firmie i to z punktu widzenia tego bloga, najważniejszej z dzisiaj wspomnianych. Nie tylko angielscy i szwedzcy producenci są przejmowani przez dalekowschodni kapitał. W zeszłym roku stało się to udziałem firmy o ponad dwustuletniej tradycji - Peugeot. Po dwóch wiekach rządów rodzina Peugeot utraciła kontrolę nad swoją firmą, mimo że ciągle posiada 14% udziałów. Tyle samo ma rząd francuski oraz nowy partner - Dongfeng Motor Corporation. Ta mało znana firma produkuje ponad 3,5 miliona samochodów, chociaż większość pod markami bardziej uznanych producentów, jak Nissan, Honda, czy Kia. To jej daje drugie miejsce na lokalnym rynku. Współpraca między PSA a Dongfeng sięga roku 1992, kiedy to w Wuhan zaczęto montować przesyłane w częściach z Europy Citroeny ZX**** (to ten sam montaż SKD wspomniany wyżej przy okazji MG). Od tego czasu współpraca była kontynuowana, aż w zeszłym roku, kiedy PSA popadło w tarapaty finansowe, Dongfeng sięgnął do portfela i stał się udziałowcem swojego partnera. Od tego czasu nie pojawiało się wiele informacji na temat współpracy, aż parę tygodni temu PSA ogłosiło, że wspólnie z Dongfeng otworzy ośrodek badawczy w Szanghaju, w którym mają być projektowane technologie kierowane na rynki azjatycke. Ponadto obie firmy przygotują wspólną platformę dla segmentu B i C, co ma kosztować 200 milionów euro. Przy czym, ile dobrze zrozumiałem informację prasową, nowa platforma będzie projektowana w Europie.

Zobaczymy, co przyszłość przyniesie PSA i pozostałym markom. Czy azjatycke pieniądze przyniosą rozkwit, czy okażą się koniem trojańskim?


* - założyciel konglomeratu Tata Group oraz jego wszyscy prezesi, z wyjątkiem obecnego, byli wyznawcami zaratusztrianizmu, nie hinduizmu, stąd przyjąłem, że kapitał jest indyjski, czyli pochodzący z Indii, a nie hinduski, czyli związany z hinduizmem.

** - MG zostało kupione przez Nanjing Automotive Corporation (NAC) w 2005 r., ale już dwa lata później NAC zostało przejęte przez Shanghai Automotive Industry Corporation (SAIC).

*** - Pasy bezpieczeństwa były znane już w XIXw. ale dopiero w 1959 roku Volvo, jako pierwszy producent na świecie, zastosowało pasy trzypunktowe w samochodzie. Duża w tym zasługa Nilsa Bohlina, który dopracował i opatentował ten wynalazek. Co ciekawe, przed pracą w Volvo Nils Bohlin zajmował się konstrukcją samolotowych foteli wyrzucanych w Saabie.

**** - dla ciekawskich, chiński ZX nazywał się Fukang.

21 mar 2015

Wybór opon letnich (na przykładzie 225/45R17)

Zdarza się czasem, że znajomi proszą mnie o pomoc w wyborze opon. Lubię to robić, ale chyba jeszcze mi się nie zdarzyło przedstawić w pełni zadowalającej konkluzji. Nie ma opon idealnych i każdy model wypadając dobrze w jednej kategorii traci w innej. Do tego każdy kierowca ma inne preferencje i możliwości finansowe.

Postaram się jednak przedstawić swoją "metodologię" na przykładzie wyboru opon, o który zostałem poproszony jeszcze w lutym. Zaczęło się od maila: W związku z tym, że z zimówek GY UG 9, które poleciłeś, jestem zadowolony, to teraz masz przerąbane i musisz polecić jakieś letnie :D

Jedynymi wymaganymi parametrami był rozmiar: 225/45R17 oraz indeks prędkości: co najmniej V (240km/h), co w zasadzie nie ma znaczenia, bo chyba wszystkie letnie opony w tym rozmiarze spełniają ten warunek. Kluczowymi kryteriami wyboru były przystępna cena, no i oczywiście, dobra jakość. Do oceny jakości przyjąłem swoją "definicję" dobrej opony drogowej, a mianowicie: jak najlepsza przyczepność na mokrej nawierzchni i co najmniej dobre osiągi na suchym. Takie cechy jak opory toczenia, szybkość zużycia i hałaśliwość uznałem za drugorzędne. Po potwierdzeniu wymagań z zamawiającym przystąpiłem do pracy.

Zacząłem od przejrzenia ostatnich testów w różnych rozmiarach. Ta lektura upewniła mnie, że chińskie produkty to ciągle jeszcze produkt opono-podobny, natomiast marki koreańskie wypadają coraz lepiej, szczególnie Hankook. Kumho i Nexen jeszcze trochę odstają, ale zdarzają się dobre wyniki, jak na przykład cztery trzecie miejsca opony Ventus S1 evo2 w kilku niemieckich testach lub trzecie miejsce opony N8000 w teście Autobilda z 2013r. Utwierdziłem się też w przekonaniu, że postęp technologiczny w branży oponiarskiej przynosi wymierne efekty, co znaczy tyle, że nowe modele wypadają lepiej od starych.

Kiedy w końcu znalazłem więcej czasu, zabrałem się do metodycznego przeglądania opon. Spisałem modele, które wypadają dobrze na mokrej nawierzchni i nie zaliczają znaczących wpadek w testach. Na krótką listę trafiły: Continental Sport Contact 5, Dunlop Sport BluResponse, oraz Goodyear Eagle F1 Asymmetric 2. Pomocna okazała się strona Tyre Reviews, na której zebrane są testy opon z kilku ostatnich lat. Według zebranych tu wyników żaden z wybranych modeli ani razu nie zajął miejsca gorszego niż szóste (BluResponse tylko raz na trzynaście testów, Sport Contact 5 - dwa razy na piętnaście). Wszystkie pozostałe porównania wybrane opony kończyły na miejscach 1-4. Mając tak ograniczony wybór pozostało już tylko zaaplikowanie filtra finansowego, czyli wybranie opon najtańszych z najlepszych. Okazało się, że są to Goodyeary. Oby się dobrze sprawowały.

Na koniec wytłumaczenie, dlaczego większą wagę przykładam do osiągów opon na mokrej niż na suchej nawierzchni. Dawno temu wpadło mi w ręce bardzo ciekawe porównanie. Do samochodu na suchym na torze wsadzono "przeciętnego" kierowcę i zmierzono jego czas. Po czym ten sam tor tym samym samochodem przejechał "profesjonalny" kierowca. Następnie zrobiono dokładnie to samo na mokrym torze. Okazało się, że różnica miedzy dobrym a "średnim" kierowcą w dobrych, czyli suchych, warunkach była dużo większa niż w złych warunkach. Wniosek, jaki z tego wyciągnąłem jest następujący: przeciętny kierowca na mokrej drodze jedzie dużo bliżej granicy przyczepności niż na suchej drodze. I właśnie dlatego opony drogowe powinny mu tę granicę przesuwać bardziej na jezdni mokrej. Do tego dochodzi jeszcze jeden fakt: różnica między najlepszymi a najgorszymi oponami przy hamowaniu na suchej nawierzchni ze 100km/h w większości testów wynosi od 5 do 8 metrów, ale różnica na mokrej nawierzchni to od 13 do 38 metrów. Złe opony mogą wydłużyć drogę hamowania na mokrej drodze o trzydzieści osiem metrów! I właśnie dlatego, mimo że jazda po mokrym może być niewielką częścią życia opon, to właśnie ten parametr uważam za najważniejszy przy ich wyborze.