Tegoroczne wakacje spędziłem mało motoryzacyjnie, mimo tego nieco niepostrzeżenie przejechałem A-trójką ponad cztery tysiące kilometrów. I słowo "niepostrzeżenie" jest tu jak najbardziej na miejscu, bo chociaż z pobieżnych obliczeń wychodzi, że spędziłem w samochodzie mniej więcej dwie doby, to w podróży nie przytrafiło mi się nic szczególnie wartego uwagi. No chyba że za takowe wydarzenie uznać pęknięcie przedniej szyby, w którą kamień uderzył tuż po ruszeniu spod domu, lub konieczność wymiany żarówki w lewym reflektorze, co zajęło mi niemal tydzień.
Tu spieszę z wyjaśnieniem - nie wymieniałem żarówki przez tydzień non-stop - tyle czasu minęło od dostrzeżenia problemu do jego rozwiązania. Chociaż przyznaję, że lekko nie było i dopiero trzecie bądź czwarte podejście zakończyło się sukcesem. Wskazówka dla potomnych: czasami nawet przy wymianie żarówki trzeba użyć siły, dużo siły.
Poza powyższym spostrzeżeniem, jedyną wakacyjną ciekawostką motoryzacyjną był znak, który chyba można interpretować jako nakaz jazdy drogą bez przejazdu.
Nie jestem pewien, co jego autor miał na myśli, ale podobno wcześniej stał tam znak zakazu wjazdu, którego nikt nie respektował. Niewykluczone więc, że zamysłem autora było wykorzystanie przekornej natury Polaków, którzy widząc znak "nakazu" niechybnie wybiorą każdą inną drogę.
Zdjęcie zostało zrobione nieopodal siedziby Suwalskiego Parku Krajobrazowego, więc pozostaje mieć nadzieję, że jego władze z ochroną przyrody radzą sobie równie dobrze jak z wymyślaniem nowych znaków drogowych. Niestety z ochroną krajobrazu poszło nieco gorzej, bo od pewnego czasu z dużej części Parku widać ponad stumetrowe wiatraki, których widok nieco się kłóci z rzeźbą terenu ukształtowaną przez plejstoceński lądolód skandynawski.
3 wrz 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz