Od czasu do czasu rozmawiam ze znajomymi o samochodach marzeń i wtedy w rozmowie pojawiają się Porsche, czy Lamborghini które przeważnie puentuję stwierdzeniem, że to są doskonałe samochody, które doceniam i szanuję, ale "chemii brak". Oglądając dziś końcówkę jakiegoś strasznie starego odcinka Top Gear usłyszałem cytat, który doskonale tłumaczy, dlaczego ze wszystkich super-samochodów to właśnie Ferrari najbardziej przemawia do mojej wyobraźni. Podsumowując test Lamborghini Gallardo Jeremy Clarkson powiedział "I do truly believe that it's a better car than a Ferrari 360. But when you buy a Ferrari you're getting so much more than just a car. You're getting that whole kind of golden glow of fifty years of Ferrari ownership".
Z jakiegoś powodu aura i - nie boję się powiedzieć - magia otaczająca Ferrari przemawia do mnie o wiele bardziej, niż Lambo, Porsche, czy nawet Bugatti. I dlatego też, nawet jeśli w obiektywnych i mierzalnych kategoriach jest dużo samochodów lepszych od Ferrari, to mając nadmiar wolnej gotówki patrzyłbym właśnie w stronę Maranello.
Reguła ta przenosi się także na samochody bardziej osiągalne. Być może powodem, dla którego niemieckie auta wygrywają dużą część testów w prasie motoryzacyjnej, jest fakt, że w sferze mierzalnej są to lepsze samochody.* Ale nie jest to na pewno jednoznacznie z tym, że niemieckie samochody sprawiają więcej radości od, dajmy na to, włoskich czy francuskich. I kiedy na przeciwko siebie stają Ferrari i Porsche, Renault i Volkswagen, czy Fiat i Seat, liczby przegrywają z emocjami.
Także moje ostatnie doświadczenia pokazują, że wybór samochodu nie sprowadza się tylko do porównania liczb, bo samochód ma tyle wymiarów, że każdy drobiazg może przewrócić klasyfikację do góry nogami. Acz muszę przyznać, że niektóre liczby jednak przekładają się na przyjemność z jazdy, czego najbardziej oczywistym przykładem jest liczba koni mechanicznych. Okazuje się, że znacznego niedoboru KM nie rekompensuje nawet wiatr we włosach. Szukając samochodu na lato zacząłem od Mazdy MX-5 NB i ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu niezbyt mocny silnik 1.8 nie zapewnił wystarczająco pozytywnych wrażeń nawet mimo względnie niskiej masy Mazdy. A ponieważ na tytułowe Ferrari ciągle mnie nie stać, chwilowo zawiesiłem poszukiwanie kabrioleta.
Suplement: W weekend jednym okiem oglądałem odcinek serialu o Annie German, gdzie przewijał się czerwony czterodrzwiowy kabriolet. Po krótkim śledztwie okazało się, że to jest przerobiona Simca 1301/1501. Skoro nie mogę znaleźć samochodu, który mi pasuje, to może poskładam go sobie z części?
* - jest też teoria, która wiąże wyniki testów z przepływami finansowymi między wydawnictwami a firmami motoryzacyjnymi, ale to są tylko niczym nie poparte spekulacje, prawda? ;-)
Z jakiegoś powodu aura i - nie boję się powiedzieć - magia otaczająca Ferrari przemawia do mnie o wiele bardziej, niż Lambo, Porsche, czy nawet Bugatti. I dlatego też, nawet jeśli w obiektywnych i mierzalnych kategoriach jest dużo samochodów lepszych od Ferrari, to mając nadmiar wolnej gotówki patrzyłbym właśnie w stronę Maranello.
Reguła ta przenosi się także na samochody bardziej osiągalne. Być może powodem, dla którego niemieckie auta wygrywają dużą część testów w prasie motoryzacyjnej, jest fakt, że w sferze mierzalnej są to lepsze samochody.* Ale nie jest to na pewno jednoznacznie z tym, że niemieckie samochody sprawiają więcej radości od, dajmy na to, włoskich czy francuskich. I kiedy na przeciwko siebie stają Ferrari i Porsche, Renault i Volkswagen, czy Fiat i Seat, liczby przegrywają z emocjami.
Także moje ostatnie doświadczenia pokazują, że wybór samochodu nie sprowadza się tylko do porównania liczb, bo samochód ma tyle wymiarów, że każdy drobiazg może przewrócić klasyfikację do góry nogami. Acz muszę przyznać, że niektóre liczby jednak przekładają się na przyjemność z jazdy, czego najbardziej oczywistym przykładem jest liczba koni mechanicznych. Okazuje się, że znacznego niedoboru KM nie rekompensuje nawet wiatr we włosach. Szukając samochodu na lato zacząłem od Mazdy MX-5 NB i ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu niezbyt mocny silnik 1.8 nie zapewnił wystarczająco pozytywnych wrażeń nawet mimo względnie niskiej masy Mazdy. A ponieważ na tytułowe Ferrari ciągle mnie nie stać, chwilowo zawiesiłem poszukiwanie kabrioleta.
Suplement: W weekend jednym okiem oglądałem odcinek serialu o Annie German, gdzie przewijał się czerwony czterodrzwiowy kabriolet. Po krótkim śledztwie okazało się, że to jest przerobiona Simca 1301/1501. Skoro nie mogę znaleźć samochodu, który mi pasuje, to może poskładam go sobie z części?
* - jest też teoria, która wiąże wyniki testów z przepływami finansowymi między wydawnictwami a firmami motoryzacyjnymi, ale to są tylko niczym nie poparte spekulacje, prawda? ;-)
Gdybym miał wymienić samochód marzeń to musiałbym się dobrze zastanowić i przemyśleć wiele rzeczy, w dzisiejszych czasach jest dużo świetnych aut i wszystkie mają swoje indywidualne wady i zalety. Ciężka sprawa tak z biegu rzucić jakimś modelem jako samochód marzeń.
OdpowiedzUsuńZamykasz się w ciasne szablony :P Może warto zwrócić uwagę na produkty z kraju na wyspie gdzie jeżdżą pod prąd i nie mówię tu o ojczyźnie Mazdy :) Taki Dżag serii XK może być ciekawą alternatywą. Zostaje jeszcze kraj, który oficjalnie stara się zatykać usta ekooszołomom pokazując co jakiś czas jakiś elektryczny szajs a w sercu nadal hołdujący pierwotnym i męskim instynktom i w myśl hasła Fuck The Fuel Economy nadal produkuje bulgoczące V8 :D
OdpowiedzUsuń/PPW