13 mar 2011

Krótka historia pewnej opony

Mam nadzieję, że stali czytelnicy bloga zdążyli się już oswoić z obowiązującą tu teorią, że samochody mają duszę, a być może także uczucia. A skoro duszę mają samochody, to niewykluczone, że poszczególne jego części też. Co prowadzi nas prosto do tematu dzisiejszej notki, którym jest opona, ale nie zwykła opona, tylko opona-modelka, którą codziennie widuję w drodze do pracy.

Przypuszczam, że wszystko zaczęło się niedługo po opuszczeniu fabryki w podrzeszowskiej Dębicy. Nasza bohaterka trafiła do Szwecji i zapewne już wtedy musiała pomyśleć, że w sumie nie jest źle, bo lepiej spędzić życie na oblodzonych i ośnieżonych, ale dość równych szwedzkich asfaltach niż np. na mazowieckiej wsi, gdzie droga bywa drogą tylko z nazwy. Być może także wtedy poczuła się jak przysłowiowy ubogi krewny, bo wyposażona jedynie w solidny zimowy bieżnik, nie mogła rywalizować z nordyckimi krewniaczkami odzianymi w porządne kolce.

Ale los czasami sprawia miłe niespodzianki. Nie wiadomym jest, jak dokładnie to się stało, ale szczęśliwym zbiegiem okoliczności kopciuszek zamienił się w księżniczkę i prosto ze skandynawskich śniegów trafił na miejskie salony... No dobra, trochę się rozpędziłem, wystawa sklepowa to jeszcze nie salony, ale przynajmniej jest sucho i ciepło. A w roli drugoplanowej, czyli podstawki pod but, też można zabłysnąć i zwrócić czyjąś uwagę, czego najlepszym dowodem jest powyższa notka i poniższa fotka.

2 komentarze:

  1. Pozostałe 2 opony widoczne na zdjęciu to też Dębica?

    /PPW

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tych widocznych, co najmniej jedna to też Dębica. W sumie na tej wystawie leżało chyba 7 opon, ale nie sprawdzałem producentów.

    OdpowiedzUsuń